Australijska ministra spraw zagranicznych i senatorka Partii Pracy Penny Wong odwiedziła w piątek Wyspy Salomona. To jej pierwsza wizyta w tym położonym ok. 2 tys. km od wybrzeży Australii kraju i próba odciągnięcia go od coraz bliższych związków z Chinami. Próba spóźniona, bo Wyspy Salomona podpisały już umowę o ścisłym partnerstwie strategicznym z Chinami i nie mają zbytnio powodu, by zwrócić się ku Australii.
Australia popełniła błąd
W trakcie kampanii wyborczej przed majowymi wyborami Wong uznała politykę prawicowych poprzedników wobec Wysp Salomona i dopuszczenie do ich zwrotu ku Pekinowi za największą strategiczną pomyłkę od zakończenia drugiej wojny światowej. Zresztą pomyłka ta dotyczy większej liczby państw – o różnego rodzaju współpracy z Chinami rozmawiają też Kiribati, Timor Wschodni, Vanuatu, Samoa, Papua Nowa Gwinea i pewnie kilka innych państw w regionie.
Wong ma rację, bo choć efektem tych porozumień będzie znaczne wzmocnienie Chin na Pacyfiku, to Australia powinna winić przede wszystkim własne zaniedbania. Dekady kolonialnego rasizmu, traktowania małych pacyficznych państw po macoszemu i przekonania, że Australia jest ich jedynym możliwym strategicznym patronem, mszczą się teraz, bo władze w Honiarze, Tarawie, Dili i innych stolicach mają serdecznie dość tego patrona. A teraz odbija się to czkawką wszystkim liberalnym krajom tracącym wpływy w tym kluczowym regionie.
Czytaj też: