Z jakichś przyczyn 21 lipca Rosjanie nie przeprowadzili żadnego ataku na południe od Iziumu. Ale używali artylerii. Oprócz Słowiańska pod ostrzałem znalazły się miejscowości leżące przy linii frontu. Prorosyjskie źródła tłumaczą to przewagą geograficzną Ukraińców, z czym można się zgodzić, biorąc pod uwagę wysokość terenu i zalesienie. Kapitalne wyjaśnienie. Wygląda na to, że po dwóch miesiącach Rosjanie zauważyli, że teren im nie sprzyja. Nie mieli najwyraźniej aktualnej mapy, a obejrzenie wszystkiego przez lornetki zajęło im parę tygodni.
Czołgi grzęzną w ziemi
Warto może wspomnieć, że pierwotnie Rosjanie planowali zbieżne natarcia: z Iziumu na Słowiańsk i dalej na Kramatorsk i z Doniecka czy Gorłowki na Konstanówkę i dalej na Kramatorsk, co zamknęłoby w okrążeniu całość ukraińskich sił w regionie – z Siewierskiem, Bachmutem, Łysyczańskiem i Siewierodonieckiem włącznie. Zapewne marzyło im się zgarnięcie w worek wszystkich znajdujących się tu wojsk przeciwnika, czyli kilkunastu brygad.
Z perspektywy ukraińskiego dowództwa pomysł był aż nadto oczywisty. Dlatego zarówno na północy, pod Iziumem, jak i na południu, pod Donieckiem i Gorłowką, zorganizowano bardzo silną obronę właśnie w oparciu o teren. Na południu było to o tyle łatwiejsze, że to ta sama linia frontu, która ustabilizowała się po walkach w latach 2014–15. Była odtąd rozbudowywana, ryto nawet pod ziemią, tworząc duże ziemianki, bunkry z pozycjami ogniowymi, niekiedy nawet łączące je korytarze. Pod Iziumem Ukraińcy mieli miesiąc na stawianie pozycji obronnych, a potem stopniowo poszerzali je w głąb – za