Negocjacje w sprawie eksportu ukraińskiego zboża, częściowo utajnione, toczyły się od kilku miesięcy. Pośrednikiem między Moskwą i Kijowem były Narody Zjednoczone, a areną rozmów – Stambuł. Turcja jest jedynym krajem w tej części świata, który obie strony konfliktu uznają za relatywnie wiarygodnego gracza, zdolnego zorganizować spotkanie na wysokim szczeblu dyplomatycznym bez ryzyka dla jego uczestników. Mediacje w sprawie blokady zboża zaoferował też papież Franciszek, ale jego inicjatywa nie spotkała się z zainteresowaniem. A czas naglił, bo światu grozi gigantyczny kryzys żywnościowy. Rosyjskie statki przetrzymywały w ukraińskich portach 25 mln ton zboża.
Ukraińskie zboże. Gra o wysoką stawkę
Kreml szybko się zorientował, że kwestię bezpieczeństwa dostaw żywności można rozgrywać propagandowo. Już kilkanaście dni po wybuchu wojny rozpoczęło się więc przerzucanie odpowiedzialnością za kryzys. Ukraina oskarżała Rosję o blokadę portów, przez co zboże nie mogło wypłynąć w świat. Według Rosjan Ukraińcy są sami sobie winni, bo zaminowali wejścia do portów. Ukraina odpowiadała, że zabezpieczała się tak przed desantem na Odessę. Rosja – że bez zachodniej broni wojna dawno by się skończyła, co prawda Ukraina stałaby w płomieniach i przechodziła przymusową rusyfikację, ale przynajmniej mieszkańcy Bliskiego Wschodu i Afryki nie chodziliby głodni.
Szybko stało się jasne, że bez mediatorów do porozumienia nie dojdzie. A stawka robiła się coraz wyższa, bo bez ukraińskiego (zablokowanego w portach) i rosyjskiego (objętego embargiem) zboża głód zaglądał w oczy mieszkańcom co najmniej kilkunastu państw. Rosja i Ukraina odpowiadają za 30 proc.