Chersoń może wkrótce stać się dla Rosjan piekłem. Ukraińcy odcinają im trasy zaopatrzenia i ucieczki – mosty przez Dniepr w kierunku Krymu. Najbardziej zniszczona jest drogowa przeprawa na wschód od Chersonia, zwana mostem Antonowskim. Uszkodzono też most kolejowy, kilka kilometrów w górę rzeki. Ostrzeliwany jest niedaleki most na rzece Ingulec, zapewniający jedyne połączenie między naddnieprzańską a nadmorską częścią zajętego obwodu chersońskiego. Ukraińskie ataki wskazują, że zamiar odzyskania ujścia Dniepru jest konsekwentnie realizowany.
Napastnicy z Krymu przeszli na prawy brzeg Dniepru już po kilku tygodniach wojny. Ale tuż za zdobytym bez oblężenia Chersoniem napotkali silną ukraińską obronę. Odległego o 40 km na zachód Mikołajowa nigdy nie udało im się zająć, a na północy regionu przeszkodą nie do pokonania okazała się rzeka Ingulec. Wpada ona do Dniepru tuż przed mostem kolejowym w Chersoniu. Na ten śródlądowy półwysep można się jeszcze dostać po tamie w Nowej Kachowce, ale ją też Ukraińcy mają na celowniku. Wysadzenie tej solidnej konstrukcji grozi katastrofą, a Ukrainie zależy na utrzymaniu pracy tamtejszej elektrowni wodnej. Ale zablokowanie ruchu ciężkich pojazdów przez trzy mosty bliżej Chersonia sparaliżuje Rosjan i wystawi ich na ostrzał ukraińskiej artylerii.
Ukraińcy mają już wystarczająco dużo zachodnich wyrzutni rakiet, by uderzać celnie i systematycznie. Pod Chersoń podeszli z trzech stron, najbliżej na 10 km. Więcej przestrzeni pod kontrolą mają agresorzy wyłącznie między Ingulcem a Dnieprem, ale w każdej chwili grozi im odcięcie. Ukraińskie HIMARS-y trzymają się na dystans, wykorzystując największą donośność pocisków, 80–85 km. To nie daje Rosjanom szans na celną i szybką odpowiedź.
Wieści z frontu południowego wyparły doniesienia z Donbasu, gdzie rosyjska ofensywa znowu utknęła.