Agresja na Ukrainę nie jest wyłącznie skutkiem kalkulacji politycznej Władimira Putina. Imperializm, powszechna militaryzacja i brak poszanowania dla mniejszych i słabszych sąsiadów mają głębsze korzenie kulturowe i społeczne. Jarzmo tatarsko-mongolskie dało zaczyn kultowi silnego władcy, epoka caratu dodała do tego podbój sąsiadów jako aksjomat polityki zagranicznej, a prawosławie jeszcze całość uświęciło.
Putin sięgnął po stare i dobrze ukorzenione mechanizmy, gdy ogłosił konserwatywny zwrot Rosji. Na zewnątrz odczuwa go teraz Ukraina, a wewnątrz Rosjanie, którzy wracają do „tradycyjnych wartości”. Podstawą jest rodzina, a w jej ramach „naturalna” hierarchia. W 2016 r. Jelena Mizulina, przewodnicząca parlamentarnej komisji ds. rodziny i praw kobiet, promowała projekt depenalizacji przemocy domowej, argumentując, że relacje rodzinne zawsze opierały się w Rosji na władzy mężczyzny. Agresja w czterech ścianach nie jest więc przemocą, lecz narodową tradycją.
Na początku 2017 r. Putin podpisał tę ustawę – pierwszy akt przemocy wobec bliskich uznano za wykroczenie administracyjne, a nie przestępstwo. W ten sposób, w imię przywracania „naturalnego porządku”, zdepenalizowano przemoc domową, wzmocniono poczucie bezkarności sprawców i zniechęcono ofiary do zgłaszania takich przypadków odpowiednim służbom.