Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Białoruś: dwa lata rewolucji. Powstał rząd na uchodźstwie, ludzie już nie są bezbronni

Demonstracja solidarności z Białorusią. Warszawa, 7 sierpnia 2022 r. Demonstracja solidarności z Białorusią. Warszawa, 7 sierpnia 2022 r. Volha Shukaila / Zuma Press / Forum
Rewolucja polityczna upadła, ale rewolucja społeczna zwyciężyła. Łukaszenka już nigdy nie odzyska tego, co stracił. Żaden przywódca nie jest wieczny i prędzej czy później pojawią się czynniki zewnętrzne. Upadek Putina to jeden z możliwych.

Ale najpierw słowo o tym, co wydarzyło się dwa lata temu. Latem 2020 r. zaczęła się białoruska rewolucja. 9 sierpnia panujący od 26 lat dyktator sfałszował wybory. Ludzie setkami tysięcy wyszli na ulice. Pierwszy wieczorny protest został brutalnie stłumiony. Były ofiary. Nastały dni terroru. W dzień i w nocy krążyły po ulicach nieoznakowane suki milicyjne, do których porywano przypadkowych ludzi, wywożono ich do więzień i aresztów, zaczynały się tortury. Wydawało się, że to szybki i brutalny koniec. Ale też czuć było, że to za szybko.

Łukaszenka był tak wściekły na masowe poparcie dla Swiatłany Cichanouskiej, że ostro przeszarżował. Po trzech dniach, gdy było już 11 tys. ludzi w więzieniach, rewolucję uratowały kobiety, które w białych strojach i z kwiatami masowo wyszły na ulice. Lojalne wobec Łukaszenki OMON, KGB i inne służby zupełnie zgłupiały. Iść z pałami na kobiety? Pozwolić im demonstrować? I tak źle, i tak niedobrze. Tym bardziej że do protestujących kobiet dołączyli zaraz lekarze, którzy nigdy tak pobitych ludzi nie widzieli. Lekarzy bić? Następni byli robotnicy, dziennikarze (z hasłem „Jesteśmy zmęczeni kłamaniem”), pracownicy metra itd. W połowie Sierpnia władza Łukaszenki wisiała na włosku.

Czytaj też: Czy Putin da Łukaszence broń jądrową?

Nie mogą się bić jak Ukraińcy

Dyktator od ponad dwóch dekad budował system tak, żeby uniemożliwić jakiekolwiek niezależne działania.

Reklama