Świat

Zapomniane ludobójstwo. Dlaczego za tę zbrodnię Niemcy nie chcą zapłacić?

Demonstracja ws. ludobójstwa wobec ludów Herero i Nama w Namibii w latach 1904–08, Berlin, sierpień 2018 r. Demonstracja ws. ludobójstwa wobec ludów Herero i Nama w Namibii w latach 1904–08, Berlin, sierpień 2018 r. Christian Mang / Reuters / Forum
Po 114 latach ofiary pierwszego niemieckiego ludobójstwa wciąż nie mogą doczekać się reparacji, a Niemcy unikają tego słowa jak ognia. Pouczająca historia dla polskich władz domagających się od Berlina wojennych odszkodowań.

„Mówimy o tych zdarzeniach w sposób odpowiadający temu, czym z dzisiejszej perspektywy były: ludobójstwem” – powiedział w maju 2021 r. ówczesny minister spraw zagranicznych Niemiec Heiko Mass. „Prosimy o przebaczenie i uznając niemierzalne cierpienie ofiar, udzielamy wsparcia w wysokości 1,1 mld euro na programy odbudowy i rozwoju”.

Chodziło o zapomnianą masakrę. Między 1904 a 1908 r. Niemcy, próbujące dołączyć do grona europejskich kolonialistów dzielących między siebie Globalne Południe, dokonały pierwszego ludobójstwa XX w. W Niemieckiej Afryce Południowo-Zachodniej, dziś Namibii, wymordowano do 100 tys. rdzennych mieszkańców, głównie z ludów Herero i Nama. Proporcjonalnie to jedna z największych zbrodni w historii – zagłodzonych na pustyni i zabitych w obozach koncentracyjnych zostało nawet 80 proc. Herero i 50 proc. Nama. Przy okazji Niemcy wymordowali tysiące przedstawicieli San i Damara.

Trudne słowo „reparacje”

Przez ponad wiek ludobójstwo, zresztą tak jak cały dość krótki etap kolonialny w dziejach Niemiec, nie było tematem dyskusji politycznej. Dopiero w latach 90., gdy Namibia jako jedno z ostatnich państw w Afryce uwolniła się spod okupacji apartheidowego RPA, potomkowie ofiar zaczęli domagać się zadośćuczynienia. Międzyrządowe negocjacje ruszyły w 2015 r., ale wypracowane 113 lat później porozumienie mało kogo usatysfakcjonowało i do dziś nie zostało wprowadzone w życie, choć Berlin pewnie chciałby tę sprawę już mieć z głowy.

Niemal groteskowy opór przed uznaniem odpowiedzialności za ludobójstwo i obsesyjne unikanie słowa „reparacje” stoją w kontraście z polityką wobec odpowiedzialności za II wojnę światową i Zagładę, której Niemcy nigdy nie kwestionowały. Naukowcy ciągle zestawiają Aufarbeitung, czyli przepracowanie winy za Holokaust, z ignorowaniem cierpienia Herero i Nama. Chodzi tylko o rasizm i postkolonialny paternalizm czy o coś więcej?

Namibia płaci do dziś

Cesarskie Niemcy dołączyły do europejskiego wyścigu o Afrykę bardzo późno, bo dopiero pod koniec XIX w. Za czasów Bismarcka podbiły terytoria wchodzące dziś przede wszystkim w skład Namibii, Tanzanii, Kamerunu i Togo. Pozbawiona niebezpiecznego lasu tropikalnego Afryka Południowo-Zachodnia (dziś Namibia) była wówczas uznawana za najatrakcyjniejszy teren dla osadników.

Kolonia o powierzchni niemal trzy razy większej niż współczesna Polska była do tego prawie niezamieszkana (dziś mieszka tu 2,5 mln osób). Wydawało się, że łatwo będzie więc przydzielić ogromne połacie ziemi osadnikom z Europy bez oporu rdzennej ludności. Przez pierwszych kilkanaście lat faktycznie walk było mało, ale w 1904 r. Herero wzniecili powstanie. Chcieli po prostu odzyskać ziemie, ale w starciu z kolonialną armią nie mieli szans. W kolejnych latach Niemcy pod dowództwem gen. Lothara von Trothy wymordowali większość Herero i blisko połowę Nama. Nie ma wątpliwości co do celowości zbrodni – niezbędnego kryterium, by uznać ją za ludobójstwo. Von Trotha wydał jednoznaczne rozkazy. Herero i Nama mieli zginąć – mężczyźni, kobiety, dzieci; uzbrojeni i nie. Dużą część wypędzono na pustynię Omaheke, a gdy armia zablokowała dostęp do nielicznych źródeł wody, ludzie umierali z pragnienia. Tysiące osób zginęło też w obozach pracy w Swakopmund i na Wyspie Rekinów.

Na tym się nie skończyło. Szczątki wymordowanych Niemcy wysłali z powrotem do kraju, gdzie przez dziesiątki lat były obiektami eksperymentów medycznych (często mających udowodnić rasistowskie urojenia o wyższości Europejczyków) i eksponatami w muzeach. Ale najtrwalszym efektem ludobójstwa była zmiana struktury społecznej Namibii, która trwa do dziś. Biali osadnicy wciąż kontrolują większość ziemi uprawnej i stanowią elitę społeczeństwa. Pogłębione przez lata apartheidu nierówności wywodzą się z mordów ponad wiek temu. Do ludobójstwa doszło, zanim w Namibii odkryto jej największe bogactwo naturalne, czyli diamenty.

Czytaj też: Narodziny pojęcia „ludobójstwo”

Odpowiedzialność moralna, ale nie prawna

Do lat 90. Niemcy praktycznie nie mówili publicznie o Namibii, a tym bardziej o ludobójstwie. Temat pojawił się na agendzie dopiero po uzyskaniu przez kraj niepodległości w 1990 r. Od nieudanej próby pozwania Niemiec przez diasporę Herero w USA stopniowo rosło zainteresowanie opinii publicznej i polityków, odbyły się pierwsze zwroty szczątków, aż w końcu w 2015 r. rzecznik niemieckiego MSZ na konferencji prasowej użył słowa „ludobójstwo”. Ruszyły negocjacje międzyrządowe, które po dziewięciu rundach przerwanych wybuchem pandemii doprowadziły do porozumienia w 2021 r.

Niemcy zobowiązały się zainwestować 1,05 mld euro w ciągu 30 lat w programy rozwojowe na rdzennych terenach Herero i Nama. Kolejne 50 mln euro ma trafić na projekty związane z upamiętnieniem ludobójstw i pojednaniem. Cała kwota jest mniej więcej równa temu, co Niemcy przekazały w pomocy rozwojowej Namibii od lat 90., więc w zasadzie zobowiązały się jedynie utrzymać ten poziom wsparcia. W porozumieniu nie ma słowa o „reparacjach” czy „odszkodowaniu”; Niemcy wzięły odpowiedzialność moralną i polityczną, ale – co jednoznacznie podkreślił Maas – nie prawną. Ani cent nie trafi bezpośrednio do potomków ofiar. Cisza o zwrocie zagrabionych ziem, kwestii dla Namibijczyków fundamentalnej.

Herero i Nama nie uznali tego porozumienia za satysfakcjonujące. Zostało wypracowane bez nich, przez negocjatorów z rządzącej od niepodległości partii SWAPO, zdominowanej przez Ovambo z północy. Tekst oświadczenia za zmarnowaną szansę uznały liczne organizacje prawnoczłowiecze i zrzeszające ludność rdzenną.

Dlaczego Niemcom tak trudno uznać odpowiedzialność za niekwestionowaną zbrodnię? Na pewno nie bez znaczenia jest europejski rasizm – dużo łatwiej zignorować ludobójstwo Czarnych mieszkańców odległego i mało znanego kraju, nieśledzone przez media. To, że Namibia jeszcze 75 lat po czasach niemieckiego kolonializmu nie była niepodległa, a sam okres kolonialny trwał tylko 31 lat, pomogło zapomnieć o tej zbrodni.

Czytaj też: Jak Niemcy radzą sobie ze swoją przeszłością?

Wyparte zbrodnie kolonializmu

Henning Melber, niemiecki naukowiec, który był członkiem SWAPO w czasach walki z apartheidem, zwraca uwagę na rolę skrajnej prawicy. Wzrost popularności AfD – partii jednoznacznie odrzucającej jakąkolwiek krytykę kolonializmu – podkopał rodzący się od paru lat konsensus. Do tego reparacje za zbrodnie i uznanie ich za zło stanowi precedens dla podobnych roszczeń w koloniach innych państw, potencjalnie znacznie dalej idących. Polityka w Namibii też nie jest bez winy – SWAPO raczej dobrze koegzystuje z potomkami niemieckich osadników. Redystrybucja środków i zwrot zagrabionych ziem Herero i Nama nie są dla tej partii aż tak ważne.

Ale najważniejszym czynnikiem może być, paradoksalnie, głęboko idący Aufarbeitung Zagłady i jego kompensacja. Zwraca na to uwagę Franziska Boehme z Texas State University – energia poświęcona na przepracowanie jednej zbrodni może zmniejszać szanse na refleksję na temat innej, mniej znanej.

Niemcy nigdy nie unikali odpowiedzialności za Holokaust, a ich system edukacji jest zbudowany na niepodważalnej winie za nazizm i jego zbrodnie. Ale ta kolektywna trauma jest kompensowana wybielaniem kolonializmu. Niemcy często mówią o sobie: „dokonaliśmy okropnych zbrodni w historii, ale akurat zbrodnie kolonialne to domena innych”. Najsilniej widać to w romantyzacji stosunku niemieckich osadników do rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej. Przyznanie się do ludobójstwa w Namibii osłabia ten wyidealizowany obrazek.

Herero i Nama liczą, że uda im się wynegocjować nowe porozumienie, na którym skorzystają bezpośrednio potomkowie ofiar. W styczniu 2022 r. zwrócili się o to do nowej ministry spraw zagranicznych Annaleny Baerbock. Po inwazji Rosji na Ukrainę sprawa zeszła jednak na znacznie dalszy plan.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną