Śmierć Elżbiety II pewnie przyspieszy kurczenie się resztówki brytyjskiego imperium. Zwraca się dziś uwagę na symbolikę śmierci monarchini w szkockim zamku i przypomina o niepodległościowych dążeniach Szkotów. Nie przypadkiem i z państwowotwórczą intencją zaplanowano, że część uroczystości pogrzebowych odbędzie się w Edynburgu. Chodzić ma o podkreślenie łączności z Anglią w ramach podobno zjednoczonej monarchii.
Tymczasem przygotowania gruntu pod secesję postępują. Szkocja ma swój parlament, banknoty, reprezentacje sportowe i rozgrywki piłkarskie, w referendum 2014 r. co prawda trwającą od ponad trzech wieków unię utrzymano, ale dziś separatyści – i zarazem zwolennicy powrotu do Unii Europejskiej – są jeszcze silniejsi. Nadają ton polityce, są trzecią siłą w brytyjskim parlamencie. W październiku Sąd Najwyższy Wielkiej Brytanii powinien orzec, czy referendum niepodległościowe będzie legalne, a miałoby do niego dojść raptem rok później.
Sami Szkoci są podzieleni. Ich poparcie dla niepodległości albo trzymania się Londynu faluje, a w ciągu najbliższych kilku lat wpływ na atmosferę będzie miała kondycja brytyjskiej gospodarki i w sporej części osobista popularność króla Karola III. O tyle istotna, że ostatnio unię wzmacniał m.in. majestat monarchii epoki elżbietańskiej.
Czytaj też: Widowiskowa monarchia brytyjska
Monarchia vs. republikański trend
Rozliczenie z ustrojowym archaizmem będzie postępowało w 14 krajach, gdzie brytyjski monarcha jest głową państwa. To Antigua i Barbuda, Australia, Bahamy, Belize, Kanada, Grenada, Jamajka, Nowa Zelandia, Papua Nowa Gwinea, Wyspy Salomona, Saint Kitts i Nevis, Saint Lucia, Saint Vincent i Grenadyny oraz Tuvalu. Do listopada zeszłego roku była piętnastka, ale unię personalną porzucił republikański dziś Barbados. Pójście w jego ślady deklarują inni. Do referendum zmierza obecny rząd Australii, z zamiarem porzucenia korony nosi się też co najmniej szóstka państw z Karaibów, które przedstawiciele rodziny królewskiej objechali wiosną w związku z celebrowaniem 70-lecia panowania Elżbiety.
Książę William z żoną Kate wybrali się do Belize, na Jamajkę i Bahamy, jego stryj książę Edward z żoną Sophie zaszczycili swoją obecnością Antiguę i Barbudę oraz Saint Vincent i Grenadyny. Wybierali się też na Grenadę, ale tę podróż trzeba było odwołać ze względu na protesty społeczne. Mieszkańcy podczas wizyt manifestowali niezadowolenie z unii, domagano się odszkodowań za podłości wyrządzone przez Brytyjczyków w przeszłości i formalnych przeprosin od rodziny królewskiej za jej wkład w rozwój i utrzymywanie niewolnictwa. Edward usłyszał od premiera Antigui i Barbudy, że któregoś dnia staną się republiką, a Jamajka ma już urzędnika, który będzie nadzorować proces rozwodowy.
Przeprosin nie było, William zdobył się tylko na wyrażenie „głębokiego smutku”. Karaibska szóstka (Antigua i Barbuda, Bahamy, Belize, Grenada, Jamajka oraz Saint Kitts i Nevis) chce samodzielnie wybierać sobie głowy państw. Pełna autonomia wymagać będzie zmian konstytucji, w niektórych przypadkach referendów, ale republikański trend w regionie jest mocny. Ostatnio swoje dołożył ruch Black Lives Matter i rozbudzenie pamięci o kolonialnych zbrodniach, kiepsko sztymujący z łagodnością współczesnych royalsów. Zwyczajowo podczas debaty o rezygnacji z usług monarchy przypomina się, że sami obywatele nie odczują drastycznej różnicy, bo ich związki z rodziną królewską i samą monarchią już sprowadzają się głównie do demokracji oraz magazynów plotkarskich.
Commonwealth trwał dzięki Elżbiecie
Głównie kolonialna przeszłość – z wyjątkiem Mozambiku, Rwandy, Togo, Gabonu – oraz, też z wyjątkami, przywiązanie do języka angielskiego pozostaje spoiwem Wspólnoty Narodów i jej 2,5 mld obywateli. Trwanie składającego się z 56 państw Commonwealthu jest jednym z największych politycznych osiągnięć Elżbiety II. Choć nie mogła aktywnie zajmować się polityką, to miała swój udział w jego rozbudowie i funkcjonowaniu, m.in. przez liczne podróże do krajów członkowskich. Jakimś sukcesem Wspólnoty jest to, że gdy Barbados stawał się republiką, to nie chciał organizacji opuszczać, podobnie znacznie wcześniej postąpiły m.in. Indie, Pakistan i Singapur, z kolei RPA ery apartheidu wyszła, a później wróciła.
Niemniej Commonwealth jest instytucją przestarzałą. Na dodatek nierówną, skupia superbogaczy z Wielkiej Brytanii, Kanady, Australii i Nowej Zelandii, gigantów na dorobku (to przypadek Indii) oraz biednych z Afryki i maleństwa z pacyficznych archipelagów. Wspólnota będzie się chwiać, bo prócz tradycji nie ma zbyt wiele do zaoferowania, większe znaczenie praktyczne niż deklaracje do przywiązania do praw człowieka czy poszanowania środowiska mają organizowane co cztery lata igrzyska sportowe.
Przewodnia rola Karola III we Wspólnocie też nie była oczywista, nie była dziedziczna, wymagała – załatwionej przez mamę – zgody członków, stosowną decyzję podjęto w 2018 r. Osiągnięciem jest samo trwanie Wspólnoty i podtrzymanie zainteresowania członkostwem, ale i tu długie panowanie Elżbiety opóźniło dostrojenie się organizacji do wyzwań współczesności. Jakąś przyszłością Commonwealthu może być zajęcie się naprawianiem błędów przeszłości oraz debata o zadośćuczynieniach za przewiny z czasów budowy imperium.