Świat

Pugaczowa już nie chce śpiewać dla Putina? Kreml ma problem ze swoją diwą

Ikona rosyjskiej piosenki Ałła Pugaczowa zwróciła się do władz z apelem o włączenie jej do grona zagranicznych agentów. Ikona rosyjskiej piosenki Ałła Pugaczowa zwróciła się do władz z apelem o włączenie jej do grona zagranicznych agentów. ictor Lisitsyn / Russian Look / Forum
Ałła Pugaczowa, ikona rosyjskiej muzyki pop, wróciła do ojczyzny i od razu wywołała zamieszanie. Zaapelowała do władz, by umieściły ją na liście zagranicznych agentów. Co Kreml na to?

„Proszę wpisać mnie na listę zagranicznych agentów mojego ukochanego kraju – czytamy w poście zamieszczonym w niedzielę na Instagramie Ałły Pugaczowej. – Solidaryzuję się z moim mężem, (...) prawdziwym i nieprzekupnym patriotą, który życzy ojczyźnie dobrobytu, spokojnego życia, wolności słowa i woła o zaprzestanie zabijania naszych dzieci dla iluzorycznych celów, które czynią z Rosji pariasa i utrudniają życie jej obywatelom”. Oświadczenie wywołało falę komentarzy. Być może pierwszy raz od wielu tygodni żaden Rosjanin nie pozostał obojętny.

Pugaczowa na prezydenta!

Pugaczowa to nie zwykła królowa krajowej sceny muzycznej, lecz „Primadonna”, tak jest w Rosji tytułowana. Status zdobyła jeszcze w czasach radzieckich, a na jej przebojach wyrastały kolejne pokolenia. Jest na topie od ponad 50 lat, sprzedała przeszło 250 mln płyt, a przy hitach „Wsio mogut koroli”, „Milion ałych roz” czy „Arlekino” musiał bawić się nawet Putin.

Kreml nie ma ochoty walczyć z tym kultem. Złośliwi zdążyli zauważyć, że Władimir Władimirowicz jest politykiem epoki Pugaczowej. Absurd sytuacji polega na tym, że gdyby władza zdecydowała się na starcie z diwą, konferansjerzy musieliby za każdym razem zapowiadać: „przed państwem narodowa artystka Rosji i agentka zagraniczna Ałła Pugaczowa!”. A wówczas nawet głubinka (prowincja) bardziej zainteresowałaby się polityką.

Dlatego rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow wydał w poniedziałek oświadczenie, potwierdzając, że Kreml nie skomentuje wpisu Pugaczowej. Robią to jednak prokremlowskie media, a szczególnie zapalczywie „Moskowskij Komsomolec”. Dziennik o jednym z największych nakładów w kraju zebrał komentarze lojalnych wobec władz artystów i dziennikarzy i opatrzył je tytułem: „Media społecznościowe wściekłe po powrocie Pugaczowej”.

Reakcja na powrót i śmiałe oświadczenie „Primadonny” była szeroka, to fakt. Ale opinie są zróżnicowane. Pugaczową na Instagramie obserwuje 3,4 mln osób, a niedzielny post polubiło 640 tys. Komentarze wahają się od „milion szkarłatnych róż przeciwko siłom zła” (prawnik i obrońca praw człowieka Paweł Czikow), przez „Ałła Borysówna na prezydenta 2024” (Makim Mironow, ekonomista i komentator polityczny), po krytycyzm i zarzuty, że gwiazda wypowiedziała się publicznie dopiero wtedy, kiedy władze uderzyły w jej rodzinę.

Czytaj też: Europa nie dla Rosjan? „Jeżdżą na wakacje, jakby nic się nie stało”

Kremlowi nie po drodze

Na post Pugaczowej zareagował także Oleksij Arestowycz, doradca prezydenta Ukrainy, uznając jej gest za wyraz buntu przeciwko systemowi Putina. W rzeczywistości buntownikiem jest Maksim Gałkin, jej 28 lat młodszy mąż, popularny komik i prezenter telewizyjny. 16 września resort sprawiedliwości wpisał go na listę agentów zagranicznych. To była kwestia czasu, zwłaszcza po zapowiedzi i, jak się zdaje, oficjalnym ostrzeżeniu Kremla. Pieskow na początku września oświadczył: „Nie słyszałem żadnych oświadczeń Ałły Pugaczowej, ale jej małżonek – tak, jemu wyraźnie nie jest z nami po drodze” (tę wypowiedź cytowała agencja informacyjna TASS).

Nie po drodze jest im od dawna. W maju 2020 r. Gałkin sparodiował Putina i mera Moskwy Siergieja Sobianina, a po interwencji Kremla materiał zniknął z sieci. Komik krytykował m.in. harmonogram „spacerów po Moskwie”, odnosząc się do restrykcji i manipulacji władz, które robiły wszystko, by uniemożliwić Rosjanom publiczne demonstracje. On sam nie uważa się za aktywistę. W odpowiedzi na decyzję ministerstwa napisał: „Nie prowadzę działalności politycznej. Zajmuję się gatunkiem humorystycznym i satyrą polityczną. Robię to od 28 lat”.

Władzy nie podoba się jednak, że już pierwszego dnia inwazji na Ukrainę Gałkin opublikował w sieci antywojenny post. Zapłacił za to zerwaniem kontraktów w Rosji i falą ataków ze strony propagandystów. Został okrzyknięty „zdrajcą”, gdy z Ałłą i dwójką dzieci, bliźniakami Lisą i Harrym, wyjechali do Izraela i większość czasu spędzili w modnej wśród bogatych Rosjan nadmorskiej Cezarei (matka Maksima jest Żydówką). Gdy z kolei potępił mord w Buczy, szefowa RT Margarita Simonian nazwała go „hipokrytą”.

Rykoszetem oberwała Ałła, a już zwłaszcza po powrocie do kraju pod koniec sierpnia. Po pogrzebie Michaiła Gorbaczowa dolała oliwy do ognia, pisząc w sieci: „Dawno tak nie płakałam... Nikt nie jest bez grzechu, politycy też nie. Ale najważniejsze, że jego błędy nie były fatalne w skutkach dla całej ludzkości”.

Czytaj też: Czy Putin i inni mogą odpowiedzieć kiedyś za zbrodnie?

Czy Putin Pugaczowej odmówi?

Artystkę zaatakował m.in. Władimir Sołowiow, znany z nienawiści do Ukrainy. „Wróciła niejaka Pugaczowa. Otworzyła stopą drzwi swojego rolls-royce′a, żeby znowu nas pouczać” – ogłosił w jednym ze swoich programów. Ałła tuż po powrocie do Rosji skomentowała, że „najchętniej dałaby w pysk jednej osobie”. A Sołowiow pojawił się później na wizji z podbitym okiem, siniakami i skaleczeniami na twarzy. Nikt nie podejrzewa o ten czyn 73-letniej „Primadonny”, ale on sam nie chciał sprawy komentować.

A wrogów Pugaczowej przybywa. Jej stary znajomy, kiedyś wielki reżyser, obecnie nadworny akolita raszyzmu Nikita Michałkow, komentował: „Ciekawe, na co liczyli po powrocie do Rosji? Mam na myśli szczury, które natychmiast zdradziły swoją ojczyznę”. Ałła w odpowiedzi na Instagramie 2 września opublikowała fragment filmu Michałkowa „Niewolnica miłości” z 1975 r., w którym główna bohaterka w jednej z końcowych scen mówi do żołnierzy: „Panowie, wy bestie! Zostaniecie przeklęci przez swoją ojczyznę!”. Podpis: „Piękny film. Piękny reżyser. Gdzie się podział wspaniały Nikita Michałkow?”.

Ałła Pugaczowa już w marcu zapowiadała, że jej dziewięcioletnie bliźniaki wrócą do rosyjskiej szkoły po miesiącach nauki zdalnej w Izraelu. Nie była to więc „zdradziecka ucieczka” ani emigracja, lecz „urlop i leczenie”. Dziennikarzowi prokremlowskich „Izwiestii” powiedziała, że wróciła, żeby „uporządkować sprawy. W mojej głowie i w twojej głowie”.

Jakkolwiek to rozumieć, nie są to słowa bez znaczenia. W odróżnieniu od męża publicznie krytykującego agresję Rosji wobec Ukrainy Ałła z zasady zachowywała neutralność wobec władz. Nie ujawniała poglądów, unikała i krytyki, i gestów poparcia Putina, z którym wcześniej kilkakrotnie się widziała, z jego rąk odbierała też państwowe nagrody.

Teraz mnożą się spekulacje: wróciła sama, bo jej mąż nie chciał czy nie mógł do niej dołączyć? I czy „uporządkowanie spraw” oznacza, że Ałła przekaże swoją ukochaną posiadłość we wsi Griaz córce Krystynie Orbakaite, gwieździe popu, albo wnukom – i wyjedzie? Czy też wróciła, by wynegocjować z Putinem zgodę na powrót Maksima? Czy mógłby „Primadonnie” odmówić?

Czytaj też: Czemu tu leziecie? Czyli jak działa system Putina

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną