Rozpoczynając „operację specjalną” 24 lutego, Władimir Putin postawił swoje wojsko w niewygodnej pozycji. Wydaje się, że początkowo Rosjanie nie przewidywali dużego wysiłku, licząc na trzydniową inwazję i szybkie obalenie władz w Kijowie. Jednak zarówno bohaterski opór Ukraińców, ich „ciche” przygotowanie do wojny, jak i coraz szersze wsparcie Zachodu spowodowały, że armia Putina stanęła w obliczu klęski.
Między kwietniem, kiedy odepchnięto wroga spod Kijowa, a wrześniem sytuacja napastników coraz bardziej się pogarszała. Ujawniły się słabości sprzętu i wyszkolenia, dezorganizacja dowództwa i brak współdziałania poszczególnych frontów. Okazało się, że Rosjanie nie mają odpowiedniego rozpoznania, a wywiad strategiczny nie docenił wzrastającego od ośmiu lat, od aneksji Krymu i części Donbasu, patriotyzmu i samoorganizacji Ukraińców.
Wrześniowy błyskawiczny atak Ukraińców na okupowane tereny wokół Charkowa i odzyskanie przez nich kontroli nad granicą z Rosją były szokiem wojskowym i politycznym dla Kremla. Ukraińcy, uzbrojeni we wsparcie polityczne i wojskowe Zachodu, zaczęli zagrażać nie tylko okupantom, ale i terenom wroga. Ostrzały okolic Biełgorodu, a przede wszystkim rakietowe napaści na lotniska na Krymie kazały Putinowi wykonać ruch do przodu.
Czytaj też: Dlaczego Rosjanie popierają Putina i wciąż chwalą Stalina
Szczur w narożniku
Tu drobna dygresja z psychologii politycznej. Putin w autobiografii opublikowanej na przełomie stuleci, kiedy rozpoczynał swoją drogę do „carstwa”, opisał sytuację, kiedy jako mały Wołodia chciał przegonić wyjątkowo dużego szczura z piwnicy jego biednego domu w Leningradzie.