Okazało się, że ta częściowa mobilizacja to wielka ściema. Nie jest częściowa, de facto jest pełna. Jeśli lista, która wyciekła, zawiera 305 925 nazwisk, a w sumie mają być trzy, to do wojska trafi najwyraźniej prawie milion ludzi. Plany są ambitne, ale kompletnie nierealne.
Trzy tygodnie szkolenia i na front
Popatrzmy tylko. W pierwszej kolejności są powoływani rezerwiści, którzy mają jakieś doświadczenie. Co pół roku do wojska w Rosji wciąga się 50–80 tys. poborowych, którzy odbywają roczną służbę. Zakładając, że nie wszystkich co do sztuki można teraz powołać, bo część wyjechała, inni zatrudnili się na kolei czy w zakładach przemysłu zbrojeniowego, a kolejni doznali uszczerbku na zdrowiu (najczęściej jest to „uszczerbek” za łapówkę), to przy 300 tys. trzeba powołać jakieś pięć roczników do tyłu. Niektórzy opuścili wojsko rok–dwa lata temu, inni cztery czy nawet pięć lat wcześniej. Zapewniamy, że nic nie pamiętają, jeśli chodzi o umiejętności taktyczne czy inne praktyczne.
I mają zostać przeszkoleni na 25-dniowych kursach. To trzy tygodnie realnego szkolenia, chwila na sprawy organizacyjne i biurokrację. Co da się zrobić w takim czasie? Można przygotować szeregowego piechura bez żadnych umiejętności, ale nie wyuczycie artylerzysty czy sapera. To znaczy saperów przygotuje się po rosyjsku: puści się tę bandę trzy razy w tę i z powrotem przez pole, aż je rozminuje... Ale czy nauczycie kogoś jeździć ciężarówką w dwa tygodnie? Bojowym wozem piechoty, czołgiem? Strzelać z czołgu? W życiu!
Poza tym: gdzie ich pomieścić? Pojemność ośrodków szkoleniowych w Rosji to właśnie ok.