Wynikają one z totalnego charakteru i obrazu tego starcia – ruchów dużych jednostek wojskowych, ustanowienia frontów, dokonywania ostrzałów miast oraz niszczenia celów cywilnych. Mamy też poczucie moralnej jednoznaczności – sprawa ukraińska jest bezwzględnie szlachetna, sprawa rosyjska totalnie zła i nieuzasadniona. Charakter napaści Rosji na Ukrainę każe więc poszukiwać analogii z II wojną światową. Szuka się również analogii z I wojną, bo czasami walki w Donbasie przypominają wojnę pozycyjną, z wielką ilością artylerii i statycznymi liniami kontaktu wojsk.
Porównania do wielkich wojen XX w. powodują obawy o powrót tamtej historii, o wciąganie w wojnę kolejnych uczestników, o zagrożenie powszechnością konfliktu. Nie umiemy przestać obawiać się, że wojna rozszerzy się na Polskę, na Finlandię, na Mołdawię i inne tereny, które logika wojny powszechnej wciągnie w swój wir. Wiele państw razi przy tym pojęcie dyplomacji, samego pomysłu na to, że wojna mogłaby zostać przynajmniej na tym etapie zakończona jakimś zgniłym porozumieniem. Dominuje poczucie, że wojna rosyjsko-ukraińska rozstrzygnie się na polu bitwy.
Czytaj też: Dlaczego Rosjanie popierają Putina i wciąż chwalą Stalina
„Chcecie wojny totalnej?”
Prezydent Władimir Putin uważa ponadto, że konflikt zbrojny Rosji z Ukrainą jest w istocie konfliktem Rosji z Zachodem. Szuka w ten sposób usprawiedliwienia dla swojej niemoralnej, bezsensownej i okrutnej agresji. Zachód, Stany Zjednoczone przede wszystkim, oczywiście nie akceptują narzucanej im przez niego roli.