Samemu Snowdenowi decyzja Putina nie musi się wydawać specjalnie podejrzana. W końcu na terenie Federacji Rosyjskiej ukrywa się od 2013 r. Kreml przyznał mu status azylanta politycznego, gdy Amerykanin ujawnił zasady działania tajnego programu PRISM. We współpracy z „Washington Post” i „Guardianem” opisał metody, za pomocą których rząd USA inwigiluje obywateli, zasłaniając się koniecznością wczesnego wykrywania zagrożeń terrorystycznych. Biorąc pod uwagę znaczenie sprawy, wyczyn Snowdena uznaje się za największy wyłom w strukturach bezpieczeństwa wewnętrznego USA w historii.
Snowden w kieszeni Putina
Po ucieczce ze Stanów jego pole manewru było dość ograniczone, mógł poruszać się tylko po krajach, które nie mają z Waszyngtonem podpisanej umowy o ekstradycji. Przez jakiś czas przebywał w Makau, dawnej portugalskiej kolonii, dzisiaj jednym z dwóch specjalnych regionów administracyjnych wchodzących w skład ChRL. To stamtąd przekazywał dziennikarzom kolejne informacje, o czym szeroko opowiadał m.in. Barton Gellman, amerykański reporter, dziś związany z magazynem „The Atlantic”, niegdyś z „Washington Post”. W poświęconej tej aferze książce „Czarne lustro: Edward Snowden i amerykańskie państwo nadzoru” Gellman opisał Snowdena nie tylko jako analityka NSA przekonanego o słuszności swoich działań, ale też postać skrajnie narcystyczną, która żądała od redakcji np. umieszczania jego zakodowanego podpisu w artykułach, by potwierdzić ponad wszelką wątpliwość, że on jest źródłem tajnych informacji.