Abstrahując od samej kwestii przejęcia Twittera i związanego z nią procesu sądowego, ostatnie tygodnie nie były dla Elona Muska proste. Najpierw pojawiły się informacje o zmniejszonym zainteresowaniu samochodami elektrycznymi Tesli, co zwiastowałoby początek negatywnego trendu dla firmy i uderzało w jej propagandę sukcesu. Do tej pory Tesla sprzedawała zwykle więcej samochodów, niż była w stanie na bieżąco dostarczyć odbiorcom. Teraz podaż przewyższa popyt. W ostatnim kwartale koncern wyprodukował 22 tys. pojazdów więcej, niż sprzedał. Po raz pierwszy musiał magazynować swoje auta, co oczywiście podniosło koszty stałe firmy.
Musk próbował robić dobrą minę do złej gry, przekonując, że to kwestia problemów z łańcuchem dostaw i logistyką. Ale rynek przestał mu wierzyć. Również dlatego, że do tej pory akurat Tesla radziła sobie lepiej niż większość koncernów samochodowych – czym zresztą Musk niejednokrotnie chwalił się na Twitterze.
Czytaj też: Jak cyfrowi giganci wpływają na światową politykę
Musk ma plan dla Ukrainy
Potem Musk opublikował swój kuriozalny plan zakończenia wojny w Ukrainie, poddając go zresztą pod publiczne głosowanie. Zaproponował powtórne referenda na okupowanych terenach – tym razem pod auspicjami ONZ. Argumentował, że Rosja powinna opuścić te obszary, jeśli „taka byłaby wola ludzi”.