W czwartek u wybrzeży greckiej wyspy Lesbos, przez którą wiedzie szlak migracyjny z Afryki i Bliskiego Wschodu do Europy, znów doszło do tragedii. Nadmiernie obciążona łódź przewożąca 40 osób zatonęła najpewniej po zderzeniu ze skałą. Zginęło 16 kobiet, 15 osób wciąż jest poszukiwanych. Dziewięć odratowała grecka straż przybrzeżna.
To druga tego typu tragedia na wodach Morza Egejskiego w ciągu zaledwie 24 godzin. Dzień wcześniej poszedł na dno statek u wybrzeży wyspy Kithira. Udało się uratować 80 migrantów, 15 jest poszukiwanych.
Uchodźcy. „Wracajcie do siebie”
Lista takich wypadków z ostatnich tygodni jest długa. 24 września Morze Śródziemne stało się cmentarzem dla 77 migrantów, których łódź zatonęła u północnych wybrzeży Libanu. Stamtąd chcieli wyruszyć najpewniej do Cypru albo Turcji, ale dopłynęli tylko na wysokość Syrii. Na pokładzie mogło być 120–150 osób. Kilkadziesiąt zostało odratowanych i przetransportowanych do szpitala w syryjskim Tartus. Jak prawie zawsze w tych przypadkach liczby są jedynie przybliżone.
Informacje o śmierciach migrantów próbujących przedostać się do Europy nie trafiają już na czołówki serwisów informacyjnych. Z kolei polityka migracyjna zeszła na dalszy plan na forum międzynarodowym, m.in. w Brukseli. Unia ma bardziej palące – z własnego punktu widzenia – problemy, na czele z toczącą się wojną w Ukrainie, rosnącymi kosztami życia i kryzysem energetycznym.