247. dzień wojny. Im wyżej latają Rosjanie, tym bardziej bezkarnie. Jak ich strącić?
Infrastruktura energetyczna może być traktowana jako legitymizowany cel wojskowy, tyle że w tym wypadku Rosji wcale nie chodzi o redukcję potencjału militarnego. Przypomnijmy: cel wojskowy to taki, którego zneutralizowanie osłabia zdolności bojowe przeciwnika. Niszczenie infrastruktury energetycznej co prawda paraliżuje komunikację i wyłącza z pracy zakłady zbrojeniowe (remontowe, amunicyjne, produkcji sprzętu i uzbrojenia). Jednak skala porażenia ludności cywilnej i utrudnień, które mogą prowadzić do znacznej liczby zgonów, w zasadzie wyklucza tę legitymizację.
Te działania na granicy prawa międzynarodowego mają jeden cel – złamać opór Ukraińców. W sposób tchórzliwy, czyli nie w otwartej walce, ale biorąc na zakładników zwykłych ludzi. Ich łatwiej pozabijać, choćby chłodem czy paraliżem aprowizacyjnym, niż uzbrojonego i dobrze wyszkolonego żołnierza. Niezależnie od rozważań prawnych jest to po prostu obrzydliwe.
Paraliż energetyczny faktycznie może pozbawić Ukrainę zdolności prowadzenia wojny. Oficjalnie wciąż powtarzane są oświadczenia o 30-proc. redukcji jej potencjału energetycznego, ale trudno powiedzieć, czy ten wskaźnik się nie powiększa. Po raz pierwszy też Rosjanie są konsekwentni w atakach, cierpliwie je ponawiają, potęgują ich efekty, a poza tym zapytali specjalistów, co powinni niszczyć, by straty były dotkliwe, a szkody trudne do naprawienia. Widzieliśmy wywiad z ukraińskim inżynierem energetykiem – opowiadał, że zniszczono elementy stacji rozdzielczo-transformatorowej, a wyprodukowanie ich może zająć 8–12 miesięcy. Tyle czasu po prostu nie ma. Wniosek jest jeden: ci, którzy planowali ataki, wiedzieli, w co uderzyć, by uzyskać groźne efekty.