Pierwsza o wybuchu we wsi znajdującej się zaledwie 5 km od granicy z Ukrainą poinformowała we wtorek agencja Associated Press, powołując się na źródła w amerykańskiej administracji. Dopiero wieczorem incydent potwierdziły polskie władze, choć nadal nie ma oficjalnych danych dotyczących pochodzenia szczątków rakiety, która spadła w Przewodowie. Mimo to niektórzy przywódcy i dyplomaci natychmiast stwierdzili, że Kreml przeprowadził – intencjonalnie lub nie – atak na terytorium NATO. W tej grupie znalazł się m.in. szef łotewskiego MSZ Artis Pabriks, który na Twitterze zidentyfikował pocisk jako „rosyjski”. Diagnozę powtórzył na antenie CNN, choć dodał już, że opiera się „na własnych założeniach”. W podobnym tonie, choć ostrożniej, wypowiedziała się szefowa ministerstwa obrony Czech Jana Černochová – incydent nazwała niepotrzebną prowokacją, nie precyzując, co lub kogo ma na myśli.
Czytaj też: Czy leci z nami Ameryka?
NATO musi zareagować
Włoski dziennik „La Repubblica” skupił się na reakcjach najważniejszych sojuszników Polski w NATO, czyli USA i Wielkiej Brytanii. Szef rządu w Londynie Rishi Sunak tonował nastroje, podkreślając, że jego kraj włączy się w śledztwo. Potępił rosyjskie bombardowanie Ukrainy, apelował jednak o unikanie eskalacji konfliktu.