Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Rosjanie zaciskają pasa i oszczędzają na wszystkim. Prócz alkoholu

Alkoholizm Rosjan to nie „szampanskoje igristoje”, nie ma też nic wspólnego z napojami musującymi bohaterów Gogola, trunkami Tołstoja czy winem jagodowym Puszkina. Alkoholizm Rosjan to nie „szampanskoje igristoje”, nie ma też nic wspólnego z napojami musującymi bohaterów Gogola, trunkami Tołstoja czy winem jagodowym Puszkina. Anton Novoderezhkin / TASS / Forum
„Biez wodki nie razbieriosz”, bez wódki nie ogarniesz – to słynne tutaj porzekadło. Rosjanie są gotowi oszczędzać na wszystkim, ale nie na alkoholu. Mężczyźni dają w szyję, a Kreml tylko udaje, że aktywnie z tym walczy.

Rosjanie niechętnie oszczędzają na alkoholu. To jeden z wniosków z badania nastrojów konsumenckich prowadzonego przez rosyjską filię NielsenIQ od lipca do września. Rosjan pytano o towary szybkozbywalne (FMCG), czyli kupowane często i po względnie niskich cenach, takich jak żywność, odzież czy środki czystości. Badanie jest cykliczne i obejmuje zwykle próbę miliona respondentów. Wyniki odbiegają od oficjalnego obrazu prezentowanego przez ministerstwo zdrowia i może z tego powodu resort odmówił w tej sprawie komentarza.

Przyszła wojna, wzrosło spożycie

Okazało się, że Rosjanie oszczędzają przede wszystkim na odzieży (71 proc.), rozrywce poza domem (66 proc.) i jedzeniu na mieście (65 proc.). Połowa respondentów nie kupuje nowego sprzętu domowego (54 proc.), w tym elektroniki (50 proc.). Prawie połowa zrezygnowała z dostaw do domu (49 proc.). Najmniej, bo 36 proc. Rosjan, ogranicza spożycie alkoholu.

Alkohol i żywność to jedyne produkty, których sprzedaż właściwie rośnie. Od kilku lat sprzedaż alkoholu nawet przewyższa sprzedaż żywności i jest to trend długofalowy – zauważa NielsenIQ. Jeszcze rok temu władze chwaliły się, że spożycie alkoholu spadło w Rosji z 15,7 l na osobę do 9,4, ale zdaniem specjalistów to naturalne. „W ostatnich dziesięciu latach wielu nałogowo pijących po prostu zmarło” – wyjaśniał Grigorij Grigoriew, psychiatra, narkoman i pop w jednej osobie, portalowi syberyjskiego oddziału Radia Swoboda.

Spadki spożycia skończyły się wraz z napaścią na Ukrainę. W kilka miesięcy nastąpił wzrost o ponad 4 proc., nawet w tradycyjnie „abstynenckich” regionach północnokaukaskich, jak Inguszetia i Dagestan. Jak twierdzi Centrum Badań nad Federalnym i Regionalnym Rynkiem Alkoholu, obie republiki stają się powoli liderami sprzedaży alkoholu wśród rosyjskich regionów. Cytowany przez News.ru dyrektor Centrum Wadim Drobiz ocenia, że zakupów dokonują najczęściej „turyści”, tj. zmierzający ku granicy z Gruzją Rosjanie uciekający przed wojskową mobilizacją.

Rosjanie zapijają stres

Spożycie wzrosło także w szczególnie narażonych na ostrzał obwodach przygranicznych. W Biełgorodzie wzrost sięgnął 7 proc., w Kursku 6,5 proc., w rejonie briańskim 3,8 proc. Podobnie jak wszędzie tam, gdzie trwa pobór. Sieć zalały zdjęcia upojonych do nieprzytomności rezerwistów z głubinki, Rosjan pijanych w autobusach i ekscesów w punktach rekrutacyjnych. Z tego powodu władze poszczególnych regionów, m.in. Buriacji, wprowadziły zakaz sprzedaży alkoholu w najbliższym sąsiedztwie wojenkomatów.

Rosjanie zapijają stres związany z wojną i kryzysem społeczno-gospodarczym. Alkohol stał się „antydepresantem”, jak twierdzi Drobiz. Pod koniec września podwoiła się także (do prawie 290 tys.) sprzedaż samych antydepresantów, o czym doniosła z kolei agencja informacyjna TASS. Rosjanie sięgają coraz częściej po wódkę rodzimej produkcji, podaż zagranicznych marek drastycznie zmalała. Rosję opuścili giganci, tacy jak brytyjski Diageo (whisky Johnnie Walker, rum Captain Morgan, piwo Guinness, wódka Smirnoff i likier Baileys) i amerykański Brown-Forman (whisky Jack Daniel′s, wódka Finlandia, Fords Gin) i inni.

Według szacunków „Trzeźwej Rosji” jeszcze rok temu alkoholizm dotykał ok. 3 mln Rosjan. „Dają w szyję” – parafrazując polskiego polityka, zdecydowanie częściej mężczyźni, i to oni stanowią prawie 70 proc. pacjentów na oddziałach odwykowych. Według rodzimych psychiatrów dane są i tak dalece zaniżone, a na leczenie trafia szczątkowa liczba osób wymagających pomocy. Proceder jest masowy; według danych „Trzeźwej Rosji”, na które w sierpniu powoływał się dziennik „Rosyjska Gazieta”, 76 proc. dorosłych spożywa alkohol prawie codziennie.

Najczęściej piwo, wódkę, wino i koniak. Według ubiegłorocznych badań zbliżonej do Kremla sondażowni WCIOM – proporcje wynoszą odpowiednio ok. 38, 26, 25 i 8 proc. Na alkoholowej mapie Rosji liderami tradycyjnie są obwody dalekowschodnie: Magadan, Sachalin, Kamczatka oraz Żydowski Obwód Autonomiczny. Dramatycznie jest zwłaszcza na prowincji, im bardziej depresyjny region i większe bezrobocie, tym wyższe spożycie (najmniej alkoholu spożywa się w muzułmańskich republikach Kaukazu Północnego, choć poziom biedy nie jest tam wcale niższy niż na Dalekim Wschodzie).

Czytaj też: Tajny raport o fatalnym stanie gospodarki Rosji

Putin nie chce zakazywać

Skalę kryzysu wydaje się dostrzegać Kreml, nie wiadomo jednak, czy ma wolę z nim walczyć. Oficjalnie prowadzi kampanię antyalkoholową od 2009 r. Prezydent Władimir Putin twierdzi, że problem da się rozwiązać, bo wynika ze „słabo rozwiniętej infrastruktury społecznej”, wystarczy więc – jak w sierpniu pouczał gubernatora obwodu magadańskiego Siergieja Nosowa – zamiast wprowadzać zakazy, promować zdrowy tryb życia. Znacznie łatwiej robić to w dużych, zamożnych miastach, jak Moskwa, Petersburg, okupowany Sewastopol czy Władywostok. Tam wysokoprocentowy alkohol zastąpiono piwem. Sytuacja jest jednak daleka od optymistycznej, bo piwny boom – jak twierdzi Siergiej Poliatykin, szef programów medycznych w fundacji „Nie dla alkoholizmu i narkomanii” – grozi epidemią uzależnienia właśnie od piwa. Nie wspominając już o narkotykach, które w wielu miejscach alkohol zastąpiły.

Władza z alkoholizmem walczy jak potrafi, czyli głównie administracyjnie. Uchwala ustawy, środki restrykcyjne i otwiera izby wytrzeźwień. Zgodnie z prawem federalnym zabronione jest reklamowanie napojów alkoholowych w telewizji i radiu, w reklamie zewnętrznej i mediach elektronicznych. Z tym że lobby alkoholowe, do którego zalicza się nawet Dmitrij Miedwiediew, skutecznie te obostrzenia obchodzi, a przy okazji eliminuje konkurencję z zagranicy. W 2019 r. polityk doprowadził do przyjęcia rozporządzenia, w myśl którego państwowe instytucje miały kupować wyłącznie rosyjskie trunki. Oficjalnie chodziło o wsparcie rodzimej uprawy winorośli i winiarstwa, nieoficjalnie – raczej biznesu ówczesnego premiera.

Czytaj też: Nowe szaty tyrana. Co dziś przeraża Putina?

Prohibicja nie dla Rosjan

Walka Kremla z alkoholizmem jest skazana na porażkę, trudno przecież zmienić „tradycję”. Rosjanie piją od wieków: niskoalkoholowy miód, kwas i piwo, „grzane wino” z 20-proc. zawartością spirytusu, sam spirytus i bimber. Utrwalił się zwyczaj spożywania alkoholi mocnych, nierozcieńczanych. Dawniej na cześć cara Mikołaja II zakąszano koniak cytryną, a awans oficerski opijano szklanicami spirytusu. Wielkie picie wraca zawsze w czasach chaosu, takich jak wojna, albo „lichych”, jak za rządów Leonida Breżniewa – w latach stagnacji, biedy i beznadziei.

Nieprzypadkowo też jedną z pierwszych decyzji reformatora Michaiła Gorbaczowa była walka z alkoholizmem w narodzie. W 1985 r. nowy gospodarz Kremla wprowadził tzw. suchoj zakon (prohibicję). I natychmiast stracił znaczą część poparcia dla swoich przemian. Rosjanie przestawili się na produkcję domową, na potęgę pędzili bimber, warzyli piwo, wytwarzali kwas. Pomogła dopiero liberalizacja prawa po rozpadzie ZSRR – wyrabianie bimbru stało się nieopłacalne.

Alkoholizm Rosjan to nie „szampanskoje igristoje”, nie ma nic wspólnego z musującymi napojami bohaterów Gogola, trunkami Tołstoja czy winem jagodowym Puszkina. To picie na umór. Jak mawiał w IX w. Wielki Książę Włodzimierz, „picie jest radością Rusi”. Dziś być może jedyną.

Czytaj też: Car na bani

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną