Na frontach wiele się nie dzieje, w sumie moglibyśmy przepisać wczorajsze doniesienia i nadal by się zgadzały. Dlatego dziś ten punkt pominiemy. Walki trwają, ale szczególnych wydarzeń nie odnotowano. Poza jednym – po obu stronach znów zginęło wielu ludzi. Przypomnijmy: gdyby nie rosyjska agresja, nie byłoby tych śmierci.
Byliśmy o włos od Czarnobyla
Zacznijmy od tego, że – jak się okazało – Zaporoska Elektrownia Atomowa od ponad miesiąca nie dostarcza już prądu. To skutek regularnego niszczenia znajdującej się przy niej podstacji, co wywołało tak ostrą reakcję Międzynarodowej Agencji Atomowej i wymusiło inspekcję na miejscu. Bo sprawa jest poważna. Należało całkowicie wyłączyć wszystkie sześć reaktorów, bo zwyczajnie nie ma jak przesyłać energii, którą wytwarzają. Reaktory i tak wymagają chłodzenia, czemu służy obieg wody napędzany elektrycznymi pompami cyrkulacyjnymi. Do ich pracy, tak jak do pracy układów kontrolnych, wymagane jest zasilanie elektryczne, w przypadku ZAES wciąż z ukraińskiej sieci energetycznej. Nie byłoby problemu, gdyby choć jeden blok mógł pracować nawet na poziome minimalnym, ale przy powtarzających się ostrzałach jest to niemożliwe.
A wczoraj stała się rzecz bardzo niebezpieczna. Wskutek silnych rosyjskich ataków rakietowych ukraińska sieć energetyczna została bardzo poważnie uszkodzona. Dla opanowania sytuacji i podjęcia napraw konieczne było bardzo radykalne posunięcie: kompletne odcięcie sieci w całym kraju. Zaporoska Elektrownia Atomowa straciła zasilanie w prąd. Inne elektrownie atomowe pracowały, więc mogły same się zasilać, ale ZAES własnego prądu nie wytwarza.