280. dzień wojny. Na ich upór nie ma rady. Rosjanie miesiącami szturmują Bachmut. Po co?
Miasteczko byłoby nieznane, gdyby nie wojna i ciężkie walki, które się o nie toczą. Nieco mniejsze od Siedlec czy Mysłowic, ciut większe od Piły, Konina czy Piotrkowa Trybunalskiego. Za czasów ZSRR zamieszkiwane przez 110 tys. ludzi, wyludnia się zwłaszcza od 2014 r. ze względu na bliskie sąsiedztwo Donieckiej Republiki Ludowej, a właściwie linii frontu – działania bojowe z mniejszą czy większą intensywnością toczą się tutaj cały czas. Od 2014 r. do 2022 wyjechało z Bachmutu ponad 5 tys. osób.
Ocenia się, że z 72 tys. ludzi mieszkających tu na początku 2022 r. w mieście pozostało ok. 15 tys. Na zdjęciach widać zburzone domy, podziurawione ulice, poprzewracane słupy oświetleniowe i drzewa, rozerwane płoty. A przecież przed rosyjską napaścią, tą z 2014 r., było to dość dobrze rozwinięte miasto. Zakład maszynowy (kuźnia w istocie) zatrudniał 700 ludzi i produkował łańcuchy, elektrody spawalnicze, gwoździe, drut itp. Filia Makiejewskiego Zakładu Konstrukcji Stalowych wytwarzała silosy metalowe, zbiorniki gazowe, kotły i inne konstrukcje stalowe. Znajdowała się tu jedna z największych w Europie Wschodniej wytwórni wina musującego. Największy był chyba jednak Zakład „Promasz” produkujący wyposażenie i osprzęt dla przemysłu: spożywczego, chemicznego, budowlanego i do przeróbki węgla. Było to więc małe, spokojne miasto na wschodzie, gdzie obok siebie żyli Ukraińcy (taką narodowość deklarowało ponad trzy czwarte ludności) i Rosjanie (20 proc., 5 proc. deklarowało inną narodowość). Bachmut dawał pracę i rozrywki adekwatne do swojej wielkości. Niedaleko leży Sołedar, taka nasza Wieliczka z dużą kopalnią soli i własnym przemysłem.