AGNIESZKA LICHNEROWICZ: – Kiedy to się skończy?
MYKOŁA RIABCZUK: – Nie wiem, raczej nieprędko. Ukraińcy się nie poddadzą, wolą zimno i ciemno niż „bycie Rosjanami”. Ale widać też, że Władimir Putin nie może już zawrócić, bo za dużo zainwestował w tę wojnę – dla niego to „być albo nie być”. Jedyną szansą na zakończenie wojny wydaje się więc zmiana rosyjskiego reżimu. Nie wierzę w lepszą Rosję, ale ktokolwiek zastąpi Putina, będzie mógł działać bardziej racjonalnie.
Armia i społeczeństwo bronią się niezwykle skutecznie.
Ukraina uczy się – dostaje coraz lepszą broń i zestrzeliwuje coraz więcej rakiet. Musimy po prostu wytrzymać. Mam syna w wieku poborowym, w każdej chwili może zostać zmobilizowany. Chciałbym więc, aby jak najszybciej nastał pokój, ale dywagacje o rozmowach i zawieszeniu broni tylko odwracają uwagę od istoty. Rosji nie chodzi o terytorium, dla nich celem jest wymazanie nas z powierzchni ziemi jako kraju i narodu – ostateczne rozwiązanie kwestii ukraińskiej.
Proszę to rozwinąć.
Nie porównuję jeden do jednego celu Putina do planów hitlerowskich. Naziści nie zostawili Żydom wyjścia – ci mieli zostać całkowicie zgładzeni. Natomiast Ukraińcy mogą się uratować, godząc się na bycie Rosjanami. Zatem jako jednostki Ukraińcy mają szansę. Ale tak jak Żydzi, Ukraińcy jako naród mają zostać zniszczeni.
Jednocześnie mówi się, że to Federacja Rosyjska może się rozpaść.
Taka opcja istnieje, nikt nie wierzył w rozpad Związku Sowieckiego. Ale jednak wówczas istniały republiki, które miały ambicje niepodległościowe. Teraz w Federacji Rosyjskiej nie bardzo je widzę – może gdzieś na Kaukazie – większość narodowości została zasymilowana.