Zacznijmy jednak od bieżących wydarzeń, bo wczoraj mieliśmy nieco „bawełny”. Śpieszymy wyjaśnić: „chłopok” po rosyjsku to krótki, gwałtowny impuls akustyczny, a „chłopnut” znaczy huknąć. Ale jednocześnie słowo „chłopok” to także bawełna. Dlatego Ukraińcy w sieciach społecznościowych, szczególnie gdy komunikują się z terenów okupowanych, na określenie wybuchów w Rosji używają ukraińskiego określenia „bawowna” (bawełna). Każdy rozumie, o co chodzi.
Do potężnego wybuchu, a raczej serii przypuszczalnie ośmiu wybuchów, doszło w Melitopolu. Trafiono w ośrodek wczasowy i spa, które zajęło wojsko rosyjskie i wykorzystywało na koszary. Według doniesień zginęło bądź zostało rannych blisko 200 rosyjskich wojskowych. I nie oszukujmy się, do takiego obiektu nie trafiły „mobiki”. Podejrzewamy, że urządzono tam kwatery oficerskie, a może jakiś sztab. Straty byłyby więc tym bardziej dotkliwe i nie bez wpływu na obniżenie skuteczności rosyjskich wojsk.
Optymizmem napawa także kolejne wczorajsze uderzenie: na hotel w miasteczku Kadijewka, 20 km na wschód od Popasnej w kierunku Ługańska. Tym razem trafione zostało miejsce zajmowane przez kadrę Grupy Wagnera. Wielu z jej członków jest już w drodze tam, gdzie ich miejsce, czyli do piekła.
Oczywiście oba zdarzenia wywołały rosyjskie oskarżenia o ataki na obiekty cywilne, ale wiadomo, że takie obiekty w strefie przyfrontowej zajmowane są na kwatery dla kadry dowódczej.