Za Mikołajowem pociąg do Chersonia zatrzymuje się już tylko na stacji Kulbakino. Stoi kilka minut, w sam raz, żeby wyskoczyć na szybkiego papierosa. – Stać! Nikt nie wysiada. Tu już może być niebezpiecznie – prowadnica, czyli kierowniczka wagonu sypialnego, stanowczo zatrzymała kilku palaczy. Trochę przesadza, bo w Kulbakino od kilku tygodni jest w miarę bezpiecznie, ale jej argument podziałał.
Kursowanie pociągu relacji Kijów–Chersoń przywrócono 18 listopada, zaledwie tydzień po wycofaniu się Rosjan. Skład był żegnany w stolicy i witany z pompą w Chersoniu.
Czytaj też: Kiedy mina robi „bum”. Rosjanie zostawiają groźne pułapki
Ostrzał w dzień i w nocy
Gdy jechałem tym pociągiem trzy tygodnie później, większość podróżnych wysiadła w Mikołajowie. Do Chersonia stamtąd jest niecałe 100 km. Im bliżej, tym widoki za oknem coraz bardziej przypominają o toczących się tu niedawno walkach. Przy torach wciąż straszą okopy, a obok głębokie jamy, w których były stanowiska artyleryjskie. Dookoła mnóstwo śmieci zostawianych przez żołnierzy.
Przyjeżdżając do Chersonia bez rosyjskiej wizy, naruszyłem prawo. Kreml zdążył przeprowadzić pod koniec września pseudoreferendum i ogłosił, że 87 proc. mieszkańców regionu marzy o tym, żeby u nich była Rosja. Władimir Putin wkrótce stwierdził, że wielkodusznie spełnia prośbę ludzi z południa i wschodu kraju i przyłącza ich do Rosji. Na niektórych ulicach Chersonia wciąż wiszą resztki plakatów, na których napisano, że „Rosja jest tu na zawsze”.