Niemcy od dekad są społeczeństwem wieloetnicznym, to stąd wywodzi się zgrabny termin Multikulti. Wedle statystyk imigranci lub osoby o korzeniach migranckich stanowią już ponad 25 proc. populacji, ale tylko około połowy z nich ma niemieckie obywatelstwo.
Czytaj też: Jak przyjąć uchodźców? Uczmy się na błędach Niemców
Niemcy. Społeczeństwo multi-kulti
W ponad 80-milionowych Niemczech prawie 22 mln osób ma tzw. Migrationshintergrund („tło migracyjne”). W języku funkcjonują także pojęcia Migrationserfahrung lub Migrationsgeschichte – „doświadczenie migracji” i „historia migracji” dla odróżnienia pierwszego pokolenia migrantów od kolejnych generacji, już tutaj urodzonych. Społeczności migranckie zamieszkują przede wszystkim w Niemczech Zachodnich (aż 95 proc.), znaczna większość (prawie 60 proc.) rezyduje w miastach. Najliczniej reprezentowani są Turcy (12,6 proc.), Polacy (9,4 proc.), Rosjanie (5,6 proc.), Rumuni (4,3 proc.) i Włosi (4,2 proc.).
W 2020 r. wśród dzieci poniżej piątego roku życia już 40 proc. miało „tło migracyjne”, czyli przynajmniej jednego nieniemieckiego rodzica. Jednak tzw. prawo ziemi, dające obywatelstwo osobom urodzonym w danym kraju, tu nie funkcjonuje. Właśnie te trendy – mieszkańcy spoza Unii Europejskiej, niemożność posiadania podwójnego obywatelstwa i coraz liczniejsze pokolenie osób o nieniemieckim lub mieszanym pochodzeniu – wymuszają na Berlinie aktualizację polityki integracyjnej, w szczególności zasad przyznawania obywatelstwa.
Dodatkowym czynnikiem jest brexit – wzmożone zainteresowanie przyjęciem niemieckiego obywatelstwa przez mieszkających za Odrą Brytyjczyków. To stosunkowo niewielka (blisko 75 tys. osób), ale prestiżowa grupa, która żeby przyjąć obywatelstwo RFN, musiałaby zrzec się brytyjskiego paszportu. Podobnie sprawa ma się np. z obywatelami USA.
Czytaj też: Słubfurt nad Odrą. Wspólne miasto Polaków i Niemców
Koalicja zapowiada rewolucję
W odpowiedzi na zmieniającą się demografię nowa koalicja socjaldemokratów, liberałów i zielonych zapowiedziała gruntowną reformę polityki integracyjnej. Dziś o obywatelstwo można ubiegać się dopiero po ośmiu latach mieszkania w Niemczech, a przedtem zdaniu testu dotyczącego zasad życia w kraju oraz udowodnieniu znajomości języka na poziomie minimum B1. Pobieranie transferów socjalnych lub adnotacje o karalności nie sprzyjają pozytywnej decyzji.
Według danych z 2020 r. wspólnie z Włochami i Hiszpanią Niemcy przyznały najwięcej nowych obywatelstw w Unii – 111 tys. 200 – ale w przeliczeniu na 1 tys. mieszkańców to poniżej średniej, która wynosi 1,6. Najwięcej nowych obywateli w stosunku do populacji przybyło Szwecji (7,7 na 1 tys. mieszkańców) i Luksemburgowi (7,5 na 1 tys. mieszkańców). Niemcy z 1,3 na 1 tys. mieszkańców są w połowie stawki – między Francją a Finlandią. Dla porównania, Polska z innymi krajami Europy Wschodniej zamykały ranking z wynikiem poniżej 0,3 nowych obywatelstw na 1 tys. mieszkańców.
Obietnica zawarta w umowie koalicyjnej zwiastuje rewolucję. Mówi o stworzeniu nowoczesnej polityki integracyjnej, umożliwiającej posiadanie wielokrotnego obywatelstwa, o uproszczeniu drogi do naturalizacji, prawa stałego pobytu i otrzymywania obywatelstwa przez dzieci rezydentów, jeśli jedno z rodziców od pięciu lat ma legalne miejsce zamieszkania w Niemczech. Naturalizacja powinna być możliwa po pięciu latach, a w przypadku szczególnych osiągnięć integracyjnych – po trzech.
Szczególne preferencje zapowiedziano dla rodzin tzw. Gastarbeiterów – robotników cudzoziemskich, sprowadzanych z innych krajów europejskich, zwłaszcza Turcji, Włoch, Jugosławii, by wspomóc niemiecki cud gospodarczy. W latach 50. i 60. nie widziano potrzeby integracji, bo zakładano, że powrócą do ojczyzn.
Choć trudno w to uwierzyć, dopiero w 2001 r. oficjalnie uznano Niemcy za kraj docelowy migracji, co wymaga aktywnego kształtowania polityki integracyjnej, aby uniknąć fragmentaryzacji, wykluczenia czy rosnącego dystansu między osobami o pochodzeniu migranckim a tzw. Biodeutschami (humorystyczno-ironiczne określenie etnicznych Niemców). Nowy kurs jest zatem w pewnym sensie zadośćuczynieniem po dekadach zaniedbań i niedostosowania prawa do własnych realiów demograficznych.
Czytaj też: Dziewięć mitów o migracji
Obywatelstwo nie jest na sprzedaż!
Proponowana reforma jest bardzo ambitna. Jej zakres wywołuje tyle samo entuzjazmu, co krytyki, nawet w samej koalicji. „Wejście na rynek pracy musi być łatwiejsze niż – jak w przeszłości – imigracja do systemów zabezpieczenia społecznego” – podsumował obawy swojej formacji Christian Dürr, wiceprzewodniczący FDP w Bundestagu. Liberałowie widzą potencjał ekonomiczny integracji przez obywatelstwo, ale domagają się zrównoważenia jej większą kontrolą nielegalnej imigracji i skuteczniejszym wydalaniem z kraju osób bez prawa pobytu. Punkt ten także został zawarty w umowie koalicyjnej.
Reforma budzi ostry sprzeciw konserwatystów. „Niemieckie obywatelstwo jest bardzo cenne, trzeba się z nim obchodzić ostrożnie” – uważa lider CDU Friedrich Merz. Alexander Dobrindt, poseł CSU z Bawarii, oburzał się na plany „wyprzedaży niemieckiego obywatelstwa”, poseł CDU Stefan Heck mówi wręcz o ryzyku inflacji wartości niemieckiego obywatelstwa i erozji społecznego ładu. Argumenty chrześcijańskich demokratów dotyczą także rozszerzenia możliwości posiadania obywatelstwa bez konieczności zrzekania się pierwotnego. Ich zdaniem prowadzi to do konfliktu lojalności. „Nadanie obywatelstwa to ukoronowanie procesu integracji, nie jego początek” – argumentowała w czasie debaty w Bundestagu posłanka Andrea Lindholz, wskazując także na przykład Szwecji, która rewiduje swoje liberalne podejście do polityki migracyjnej.
Bez niespodzianek najwięcej krytyki reforma zbiera w skrajnej prawicy AfD. Nic dziwnego, partia zyskała na popularności w czasach tzw. kryzysu migracyjnego. „Zamiast szybszej naturalizacji: zamknąć granice i natychmiast deportować tych, którzy muszą opuścić kraj!”, krzyczy nagłówek partyjnego magazynu. AfD zarzuca koalicji posługiwanie się nieprawdziwymi danymi. Alice Weidel, współprzewodnicząca frakcji AfD w Bundestagu, uważa, że prawdziwy cel uproszczenia dostępu do obywatelstwa to produkcja nowych wyborców partii lewicowych i zielonych. Faktycznie, najwięcej posłów z migranckim pochodzeniem mają partie po lewej stronie sceny politycznej, przede wszystkim pozostająca w opozycji Die Linke, ale sama AfD ma ich więcej niż chrześcijańscy demokraci czy liberałowie.
Czytaj też: Jak Merkel zrobiła muzułmanów chadekami
Denacjonalizacja obywatelstwa
Głównym argumentem za ułatwieniem procedury naturalizacji jest długofalowa integracja: nabycie obowiązków, ale i praw przez osoby zamieszkujące na stałe w Niemczech oraz wspieranie poczucia wspólnoty i równych szans dzieci urodzonych w rodzinach migranckich. Ale obok argumentów o charakterze moralno-wspólnotowym są twarde dane ekonomiczne. Niemcy jako społeczeństwo starzejące się potrzebują rąk do pracy, szczególnie specjalistów i fachowców. Sprzyjać temu ma zarówno reforma polityki integracyjnej, jak i kampania dotycząca polityki migracyjnej zapoczątkowana przez ministrów gospodarki, pracy i spraw wewnętrznych, mająca na celu ułatwienie imigracji wykwalifikowanych pracowników. Zmiana podejścia ma zatem o wiele szerszy charakter.
Proponowane reformy wywołują wiele kontrowersji, gdyż dotykają najczulszej sfery w każdym społeczeństwie: podziału na „my” i „oni”, kryteriów przynależności, budowy tożsamości i wspólnoty. Najwięcej obywateli przybyło w Niemczech po upadku Związku Radzieckiego w połowie lat 90. Dziś najbardziej na uproszczeniu i przyspieszeniu reform skorzystaliby nieeuropejscy migranci – Turcy i Syryjczycy – a to woda na młyn argumentacji prawicy o „niedostosowaniu kulturowym” i rozcieńczaniu tkanki narodowej. Jednak reforma jest konieczna także z punktu widzenia administracji – w niektórych częściach Berlina na rozpatrzenie kompletnego wniosku o przyznanie obywatelstwa czeka się ponad półtora roku.
Niemiecki paszport jest jednym z najsilniejszych na świecie, jednak realia zmieniającej się demografii i postępującej globalizacji wymuszają zmianę myślenia o państwie i narodzie. Rządząca koalicja proponuje denacjonalizację obywatelstwa: odejście od kategorii etniczno-narodowych w kierunku wspólnoty interesów ponad różnicami i kształtowania poczucia przynależności mimo inności. Czas pokaże, czy Niemcy dojrzeli do idei obywatelstwa postnarodowego.
Czytaj też: Kolonizacja niemiecka i polityczna ekspansja