Świat

Wielki blamaż Rosjan w Makiejewce. Żołnierze dosłownie spali na amunicji

W ostrzale bazy szkoleniowej rezerwistów w Makiejewce w obwodzie donieckim według oficjalnych danych zginęło 89 żołnierzy. Ukraińcy mówią, że ofiar śmiertelnych było ok. 400, a 300 zostało rannych. W ostrzale bazy szkoleniowej rezerwistów w Makiejewce w obwodzie donieckim według oficjalnych danych zginęło 89 żołnierzy. Ukraińcy mówią, że ofiar śmiertelnych było ok. 400, a 300 zostało rannych. Alexander Ermochenko / Reuters / Forum
Makiejewka to kolejny przykład kompromitacji po zatonięciu „Moskwy”, uderzeniu w most Krymski i oddaniu Chersonia. Śmierć kilkuset rezerwistów, za którą stoi brak profesjonalizmu rosyjskich wojsk, jeszcze podsyci opór przed mobilizacją.

Nowy rok przywitał „drugą armię świata” najbardziej śmiercionośnym od początku wojny atakiem HIMARS-ów. W ostrzale bazy szkoleniowej rezerwistów w Makiejewce (obwód doniecki) oficjalnie zginęło 89 żołnierzy. W rzeczywistości blisko 400, a jeszcze 300 zostało rannych – informowali ukraińscy sztabowcy. Zdjęcia z miejsca zdarzenia opublikował ukraiński kanał Divanno-Sturm Brigada na Telegramie, ale i amerykańska firma Planet Labs. Z budynku szkoły zawodowej, w którym rozlokowano rezerwistów z obwodu saratowskiego, nie zostało prawie nic.

To skutek eksplozji składu amunicji, który Rosjanie postawili w koszarach. Składowanie amunicji w pomieszczeniach mieszkalnych to brak profesjonalizmu, który tylko pomnaża i tak niemałe straty. Zresztą nie pierwszy raz, co podczas briefingu w środę podkreślali brytyjscy eksperci.

Czytaj też: Cyberwojna czarodziejów. Palantir do walki z rosyjskimi orkami

Żołnierze dosłownie spali na amunicji

Kreml ma tę świadomość, dlatego działa według schematu: „to nie nasza wina”. Odpowiedzialnością obciąża ofiary. W oficjalnym komunikacie resort obrony zarzucił rezerwistom, że w sylwestrową noc używali telefonów komórkowych, zdradzając swoje położenie. Gen. Siergiej Siewriukow informował, że okoliczności „tragedii” wprawdzie bada specjalna komisja, ale „jest oczywiste, że głównym powodem było masowe używanie telefonów komórkowych mimo obowiązującego zakazu”.

Tej wersji zdarzeń nie kupiły rosyjskie media społecznościowe, zwłaszcza opiniotwórcze kanały na Telegramie. Russkij Kriminał (jego konto VCzK-OGPU obserwuje ponad pół miliona osób) opublikował doniesienia krewnych ofiar, którzy twierdzą, że rekruci musieli wyrzucić karty SIM na granicy i korzystać z lokalnych urządzeń. W dodatku „wszyscy żołnierze mieli na stanowiskach telefony komórkowe” – twierdzi źródło VCzK-OGPU. I dodaje: „Przecież wojsko odpala drony ze smartfonów, ogląda na nich filmy i komunikuje się ze sobą”.

W oficjalną wersję nie wierzy też Siemion Piegow, twórca popularnego kanału WarGonzo. Pyta retorycznie: dlaczego MON tak szybko uznał winę niefrasobliwych żołnierzy i nie dopuszcza scenariusza penetracji wojska przez „wrogą siatkę ukraińskich agentów, z którymi Rosja od dawna sobie nie radzi?”. Ciągle przecież – podkreśla – wyciekają współrzędne rosyjskich celów, a SBU doskonale zna każdy ruch wojsk przeciwnika.

I najważniejsze: praktycznie niemożliwe jest ukrycie koncentracji wojsk w przyfrontowym mieście. Od zgrupowania rezerwistów w Makiejewce do linii frontu jest ok. 12 km. Jak pisze WarGonzo, „historia z telefonami nie jest zbyt przekonująca”, a powiązany z Grupą Wagnera kanał Szara Stefa ma pewność, że oficjalna wersja to „w 99 proc. kłamstwo i próba zrzucenia winy na liniowych żołnierzy”. Zdanie to podziela Igor Striełkow/Girkin, który zarzuca generalicji „karygodną naiwność”. Jak dodaje, rezerwiści dosłownie „spali na składzie amunicji”.

Czytaj też: Poligon Ukraina. Wojna to niezrównany test dla broni

Putin tradycyjnie milczy

Skala reakcji w sieci nie mogła umknąć władzy. Potwierdza to milczenie Putina, który do tej pory do „tragedii w Makiejewce” w żaden sposób się nie odniósł. Inicjatywę przejęli więc propagandyści, którzy z premedytacją neutralizują miażdżącą krytykę. Margarita Simonian, szefowa państwowej RT, cieszy się z obietnicy sztabu generalnego, że „urzędnicy zostaną pociągnięci do odpowiedzialności”. W patos uderzył z kolei Władimir Sołowiow, przekonując, że większość żołnierzy z trudem, ale wydostała się z „uszkodzonego przez amerykańskich napastników” budynku. Wszystkim udzielono pomocy medycznej, części na miejscu, a innym w rosyjskich szpitalach.

Inaczej te wydarzenia opisują świadkowie. „Było dużo trupów. Do dziś usuwane są gruzy i odnajdywane ciała” – mówiła antywojennemu portalowi DOXA mieszkanka Makiejewki.

Nie bez powodu władze reagują opieszale i na jak najniższym szczeblu. W resorcie obrony komunikacją zajął się gen. Siewriukow, czyli zastępca szefa jednego z departamentów. Media rządowe z założenia milczą albo cytują emfatyczne komentarze Denisa Puszylina, szefa władz okupacyjnych w Doniecku – o bohaterstwie poległych i poświęceniu towarzyszy broni w wyciąganiu z gruzów rannych kolegów.

Czytaj też: Wojna oczami rosyjskiej propagandy

Czwarty wielki blamaż Rosji

Kreml chce przejąć inicjatywę w zarządzaniu kryzysem informacyjnym, bo Makiejewka to dla niego ogromne ryzyko. Rosjanie są wyczuleni na porażki, które przeczą narracji o potędze, tymczasem to już kolejna kompromitacja po zatonięciu słynnej „Moskwy”, uderzeniu w most Krymski i oddaniu Chersonia. Śmierć kilkuset zmobilizowanych rezerwistów, za którą ewidentnie stoi brak profesjonalizmu wojskowych Rosji, może podsycić obawy i opór przed zbliżającą się ponownie mobilizacją.

Przeciętny Rosjanin, zwłaszcza zagrożony poborem, widzi, że ukraińskie siły skutecznie niszczą składy amunicji i centra logistyczne na zapleczu armii. Ale nie tylko. Jak zauważa użytkownik oreshkins na kanale Wriemiennoje Prawitielstwo, śmiertelnie celnie uderzają też w zgrupowania rosyjskich żołnierzy.

Czytaj też: To są ci najlepsi rosyjscy dowódcy?

Kreml musi się liczyć ze znacznie większą skalą protestów niż jesienią. Dlatego przygotowuje sobie grunt i dokręca śrubę represji. W ostatnich dniach Putin podpisał ok. 90 aktów prawnych, które dają reżimowi kolejne narzędzia do łamania wszelkich przejawów buntu. W tym taki „drobiazg”: pięć lat kolonii karnej za zbezczeszczenie wstążki św. Jerzego. Rosjanom nie trzeba tłumaczyć, że funkcjonariusze organów ścigania mogą z łatwością podrzucić wstążkę gieorgijewską i oskarżyć dowolną osobę o profanację symbolu narodowego.

Spodziewając się kłopotów, Kreml jeszcze mocniej straszy Rosjan, którzy zdążyli już oswoić się z wojną. Sieć zalały spekulacje, że w kwietniu albo maju Anglosasi przeprowadzą operację obalenia Putina. Na pierwszy ogień mają iść Moskwa i Petersburg, później Kazań i Rostów, gdzie zobaczymy „spektakularne akty sabotażu” i prowokacji wrażych agentów, którzy przeniknęli na terytorium Federacji na rosyjskich, mołdawskich, ormiańskich czy gruzińskich paszportach. Ich celem ma być nie tyko rzucenie Rosji na kolana, lecz zniszczenie jej i osadzenie na Kremlu, jak wcześniej w Kijowie, anglosaskich marionetek.

Jeśli Kreml zdoła przejąć inicjatywę w sprawie Makiejewki, paradoksalnie będzie mógł przekuć ją w sprawne narzędzie manipulacji, wzmocnić efekt oblężonej twierdzy, przetrwać kolejną mobilizację i drugi rok wojny.

Czytaj też: Rosyjski Goliat i ukraiński Dawid jednoręki

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną