Nowy rok przywitał „drugą armię świata” najbardziej śmiercionośnym od początku wojny atakiem HIMARS-ów. W ostrzale bazy szkoleniowej rezerwistów w Makiejewce (obwód doniecki) oficjalnie zginęło 89 żołnierzy. W rzeczywistości blisko 400, a jeszcze 300 zostało rannych – informowali ukraińscy sztabowcy. Zdjęcia z miejsca zdarzenia opublikował ukraiński kanał Divanno-Sturm Brigada na Telegramie, ale i amerykańska firma Planet Labs. Z budynku szkoły zawodowej, w którym rozlokowano rezerwistów z obwodu saratowskiego, nie zostało prawie nic.
To skutek eksplozji składu amunicji, który Rosjanie postawili w koszarach. Składowanie amunicji w pomieszczeniach mieszkalnych to brak profesjonalizmu, który tylko pomnaża i tak niemałe straty. Zresztą nie pierwszy raz, co podczas briefingu w środę podkreślali brytyjscy eksperci.
Czytaj też: Cyberwojna czarodziejów. Palantir do walki z rosyjskimi orkami
Żołnierze dosłownie spali na amunicji
Kreml ma tę świadomość, dlatego działa według schematu: „to nie nasza wina”. Odpowiedzialnością obciąża ofiary. W oficjalnym komunikacie resort obrony zarzucił rezerwistom, że w sylwestrową noc używali telefonów komórkowych, zdradzając swoje położenie. Gen. Siergiej Siewriukow informował, że okoliczności „tragedii” wprawdzie bada specjalna komisja, ale „jest oczywiste, że głównym powodem było masowe używanie telefonów komórkowych mimo obowiązującego zakazu”.