Fronty wojny nic dobrego dla Rosji nie przynoszą – jak na razie. Sukces próbowano uczynić z tego, że Grupa Wagnera, stoczywszy wielomiesięczną, a właściwie półroczną bitwę o Sołedar, zdobyła ruiny małego prowincjonalnego miasteczka wielkości Parczewa czy Ciechocinka, ale zostało to szybko wyszydzone nawet w rosyjskim internecie. Gdyby rosyjskie wojska zdobyły w końcu i sam Bachmut, zatrzymując się na kolejnej ukraińskiej linii obrony na wzgórzach za miastem, to i tak osiągnięcie tego takim kosztem nie byłoby żadnym powodem do chwały.
Czytaj też: Po roku wojny rosyjski Goliat ma podbite oko
Blamaż rosyjskiego lotnictwa. Grupa Wagnera traci blask?
Dlatego gwiazda Grupy Wagnera jakby przygasła, a związany z frakcją „siłowików” gen. armii Sergiej Surowikin przestał dowodzić „operacją specjalną”, wracając na swoje stanowisko dowódcy Sił Powietrzno-Kosmicznych Rosji. Chociaż to piechur zmechanizowany, to kilka lat temu trafił tam jako „człowiek z zewnątrz”, by posprzątać. Bo lotnictwo wojskowe Rosji jeszcze nigdy w swojej historii nie znajdowało się w stanie takiego rozkładu. Nawet w 1941 r., gdy w sytuacji braku duraluminium sowieckim lotnikom dostarczano m.in. drewniane myśliwce ŁaGG-3 (skrót od konstruktorów: Ławoczkin, Gudkow, Gorbunow), zwane powszechnie Łakierowanyj, Garantirowanyj Grob (czyli lakierowana gwarantowana trumna, bo grób to po rosyjsku „mogiła”). Dziś rosyjskie lotnictwo znajduje się chyba w gorszym stanie, a Su-30 czy Su-34 są równie pewną trumną, gdy tylko pojawią się nad terenem Ukrainy, więc przestały się już tam zapuszczać.