393. dzień wojny. Przepis na katastrofę: garnizony blisko granicy. To także błąd Polski
Rosjanie pod Bachmutem niemal kompletnie ugrzęźli. Wydawałoby się, że upadek miasta to tylko kwestia czasu, ale jego zawzięta obrona to kolejna jasna karta w historii ukraińskiego wojska. Przez ostatni tydzień Rosjanie w ogóle nie posunęli się tam w znaczący sposób, ich postępy są liczone dosłownie w setkach metrów, a gdzieniegdzie zostali odrobinę odepchnięci. Nie są w stanie ani zająć ruin miasta (bo leży ono w gruzach), ani domknąć jego okrążenia. Wygląda na to, jakby przenieśli wysiłek pod Awdijiwkę, licząc na nieco łatwiejszy sukces niż w Bachmucie. Walcząca pod Bachmutem Grupa Wagnera coraz bardziej traci ludzi, których nie ma już jak uzupełniać. Werbunku w więzieniach w grudniu zabroniono po tym, jak część zwerbowanych skazańców w dziwny sposób się rozpłynęła. Zapewne skorzystali z okazji i pryskali, gdzie tylko mogli, podobno niektórzy jeszcze w Rosji. Teraz werbunek w więzieniach przejęły rosyjskie wojska, bowiem za dezercję z pola walki można zarobić ciężką karę w kolonii karnej, a w przypadku schwytania przy próbie ucieczki można być rozstrzelanym na miejscu. Nie dość, że nowych więźniów do Grupy Wagnera na front nie przywożą, to jeszcze tym, którzy zostali, kończy się sześciomiesięczny okres zawartej umowy i muszą być zwolnieni. Jeśli Grupa Wagnera by ich oszukała, mogłaby zapomnieć o ewentualnym werbunku kolejnych więźniów. I tak mają już spore trudności z rekrutowaniem ochotników na płatnych najemników w rosyjskich centrach sportu, bo chętnych zbyt wielu nie ma. Wieść o trudnych warunkach, brutalnym traktowaniu i codziennej śmierci na froncie rozniosła się już szeroko. Rezultat jest taki, że Grupa Wagnera traci więcej ludzi niż zdoła werbować, czyli się systematycznie kurczy.