Plansze wyglądają bardzo znajomo dla kogoś, kto kiedykolwiek widział amerykańskie prezentacje wojskowe. Podobny styl, podobny język, te same używane skróty, układ graficzny. Na puszczonych w obieg fotografiach rozłożonych kartek papieru widać mapy i tabele do złudzenia przypominające te, które towarzyszą np. komunikatom o amerykańskich ćwiczeniach, czy też takie, które pomagają opisywać sytuację na froncie, dostępne nawet w otwartych źródłach analitycznych.
Papiery noszą sygnatury Połączonych Sztabów, a więc musiały powstać w Waszyngtonie. Jedna z kart to sporządzany codziennie raport z sytuacji na froncie (dotyczy 1 marca, 370. dnia od wybuchu wojny), druga opisuje działalność amerykańskich sił i dowództw w Europie, również tego dnia. Trzecia tabela dotyczy dostaw zachodniego sprzętu i uzbrojenia dla sił zbrojnych Ukrainy w kontekście przygotowań do kontrofensywy. To, że dokumenty mogą być autentyczne, do pewnego stopnia potwierdziły amerykańskie władze.
Czytaj też: Poligon Ukraina. Wojna to niezrównany test dla broni
Co wyciekło Amerykanom
Biały Dom wziął na siebie poinformowanie, że wie o wycieku, a Pentagon wszczął dochodzenie wyjaśniające, na razie bez przesądzania, co się stało. Amerykanie przyznali jednak, że mają problem, który rykoszetem uderza w Ukraińców. Bo choć 7 kwietnia dane pochodzące z 1 marca mogą wydawać się historyczne, zawierają wiele informacji wybiegających w przyszłość i mogących mieć znaczenie dla przebiegu walk.