Polska chce zerwania porozumienia NATO–Rosja. Dlaczego akurat teraz i w takiej formie?
Polska jako pierwsza tak wyraźnie i stanowczo opowiedziała się za odrzuceniem deklaracji określającej warunki poszerzania NATO i stacjonowania wojsk zachodnich państw Sojuszu na terytorium jego nowych członków. Dyskusja o statusie dokumentu z czasów układania relacji Zachodu z Rosją po zimnej wojnie trwała od wielu lat, podsycana kolejnymi etapami rosyjskiej agresji. Nigdy jednak nie stanęła na agendzie jako formalny apel kraju tak dużego i tak istotnego, jakim w obecnej sytuacji stała się Polska.
Żaden kraj nie wezwał też wprost innego – jeszcze większego i jeszcze istotniejszego – by zrobił to samo w imię wspólnego interesu, kolektywnego bezpieczeństwa i wzajemnego zaufania. Przez słowa Zbigniewa Raua Polska postawiła sprawę odrzucenia Aktu Stanowiącego NATO–Rosja jako jedno z kluczowych zadań nadchodzącego szczytu w Wilnie i jako główny temat sojuszniczej dyskusji.
Kontekst i ton wystąpienia ministra, osadzonego niemal całkowicie w tematyce bezpieczeństwa, obrony i przeciwstawiania się rosyjskiemu imperializmowi, pozostawiły wrażenie, jakby deklaracja przeciw temu dokumentowi była wyznacznikiem szczerego zaangażowania na rzecz pokoju i bezpieczeństwa w Europie. Związanie tej kwestii z krytyką Niemiec i wezwanie Berlina do odrzucenia aktu – ujęte w zręcznym sformułowaniu, że to Polska wsparłaby taką inicjatywę Niemiec – pokazuje, że ma to być narzędzie nie tylko polityki sojuszniczej, ale miernik jakości relacji dwustronnych, szczególnie tych skomplikowanych.