423. dzień wojny. Tę kampanię Rosjanie przegrali. A teraz spójrzmy na Polskę oczami wroga
Na frontach w zasadzie bez zmian, zatem można przejść od razu do innych wydarzeń. Nowa dostawa bezpilotowych aparatów latających Shahed-136 pozwoliła Rosjanom atakować infrastrukturę energetyczną Ukrainy przez kolejne trzy dni. 20 kwietnia odpalili 26 dronów kamikaze tego typu, a obrona przeciwlotnicza zestrzeliła 21, kolejnego dnia odpalili 12 i zestrzelono osiem. Nie ma dokładnych danych z 19 kwietnia, należy przypuszczać, że skala była podobna.
Oczywiście pykanie po kilkanaście rakiet większych strat nie przyniesie, a te, które powstają, są na bieżąco naprawiane. Ostatniej nocy po raz pierwszy od trzech tygodni najeźdźcy zaatakowali obiekty w Kijowie, ale tu obrona przeciwlotnicza jest niezwykle silna. Uderzyli też w Odessie, Połtawie, Winnicy, Dnieprze, Zaporożu, Charkowie i Czernichowie.
Czytaj też: Przeciwlotnicza panika w Rosji. Czego się tak wystraszyli?
Ukraina przetrwała trudny okres zimy
Obserwatorzy odnotowali natomiast, że od dłuższego czasu Rosjanie nie działali z użyciem pocisków skrzydlatych, nie mówiąc już o rakietach balistycznych. Zapasy zeszły przypuszczalnie do poziomu absolutnie nienaruszalnego, a produkcja w obliczu sankcji rozwija się bardzo powoli.
Ukraina przetrwała trudny zimowy okres, a ułatwiło jej to kilka ważnych czynników. Przede wszystkim Rosjanie nie byli w stanie przeprowadzić morderczej serii ataków z użyciem 300 i więcej pocisków jednocześnie. Ataki były znacznie słabsze, w dodatku prowadzone w pewnych odstępach czasu, który był najpewniej potrzebny logistyce na dowóz zaopatrzenia z magazynów na lotniska i do portu w Sewastopolu, bo tutaj nie ma warunków do przechowywania dużej liczby uzbrojenia.