O „wielkiej demonstracji w obronie demokracji, napędzanej szerokim społecznym dyskomfortem z powodu działań rządu” pisze brytyjski dziennik „Financial Times”. Gazeta podkreśla dynamiczne, zmieniające się w ostatnich dniach znaczenie marszu, początkowo zaplanowanego przez lidera PO Donalda Tuska jako wydarzenie mające łączyć rocznicę pierwszych częściowo wolnych wyborów z 1989 r. ze startem opozycyjnej kampanii wyborczej przed jesienną elekcją. W ostatnich tygodniach manifestacja stała się jednak symbolem społecznego niezadowolenia wywołanego ostatnimi ruchami PiS, na czele z powołaniem kontrowersyjnej komisji ds. weryfikacji wpływów rosyjskich w latach 2007–22. Dziennik opisuje sceny z warszawskich ulic pełne demonstrantów, którzy na marsz przyjechali z różnych miast Polski. Dodaje przy tym, że mniejsze wydarzenia organizowane były też w całym kraju oraz zagranicą. Przytacza wypowiedzi uczestników, zdaniem których „demokracja w Polsce pogarsza się z roku na rok”, w pewnym sensie uwiarygadniając słowa Donalda Tuska, który nadchodzące wybory opisuje jako najważniejsze od 1989 r.
Adam Szostkiewicz: Policzyliśmy się i damy radę
„Guardian” o zamianie złości w siłę
Z kolei agencja Reutera opisuje wczorajszy marsz jako „test dla liberalnej opozycji”, który miał pokazać, czy będzie ona w stanie jesienią zakończyć „osiem lat nacjonalistycznej władzy” Prawa i Sprawiedliwości. Podkreśla, że tłum na stołecznych ulicach rozciągał się na ponad milę, licząc blisko pół miliona osób. Reuters, podobnie jak inne media, skupia się na jedności postulatów – maszerowano w obronie praworządności, wolności mediów i wartości liberalnych. Wielu z uczestników niosło flagi polskie i europejskie, na co zwracali uwagę również liderzy opozycji. Agencja pokazuje też różnicę w interpretacji marszu przez Tuska i obóz rządzący. Przywołuje słowa Mateusza Morawieckiego, zdaniem którego PiS nie dokonuje żadnego zamachu na normy demokratyczne, a jedynie broni tradycyjnych wartości polskiego społeczeństwa i rodziny. Dla Tuska z kolei półmilionowa frekwencja była „rekordem”. Warta odnotowania była też według Reutersa wolta wykonana przez Andrzeja Dudę, który w ubiegłym tygodniu zaproponował poprawki do ustawy powołującej komisję weryfikacyjną – również w reakcji na jej krytykę ze strony Komisji Europejskiej i administracji w Waszyngtonie.
Słowa prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego o konieczności „zamiany złości w siłę” pojawiają się natomiast w relacji brytyjskiego „Guardiana”. Gazeta wymienia innych polityków obecnych w niedzielę na ulicach stolicy, ale podkreśla, że tłum był eklektyczny, niedający się wpisać w pojedyncze ramy partyjne. Cytowana w dzienniku jest Sylwia Gregorczyk-Abram, prawniczka znana ze swojej działalności aktywistycznej na rzecz niezależności sądownictwa. W swojej wypowiedzi podkreśliła, że choć ustawa bierze na cel Donalda Tuska, każdy obywatel może stać się jej ofiarą. Mimo ogromnej mobilizacji społecznej zwycięstwo w jesiennych wyborach nie będzie proste, zauważa „Guardian”, ponieważ sondaże nie dają obecnie szans ani PiS, ani PO na samodzielne przejęcie władzy – dlatego kluczowy dla arytmetyki wyborczej okaże się wynik mniejszych partii. Nie można też ignorować kontekstu międzynarodowego, bo brytyjski dziennik jako jedną z głównych przyczyn poparcia dla PiS wskazuje sprawne zarządzenie kryzysem po inwazji Rosji na Ukrainę.
Bardziej zdecydowane słowa padają w korespondencji opublikowanej przez POLITICO. Brukselski portal opisuje niedzielny marsz jako „ogromny”, prawdopodobnie największy w Polsce w ostatnich dekadach. Analizuje też ruch Dudy, wskazując, że to reakcja na krytykę z Waszyngtonu i Brukseli. Prezydent, pisze POLITICO, próbuje osłabić moc komisji, co jednak wymagałoby kolejnego głosowania w parlamencie. Największe kontrowersje wzbudza zapis o możliwości nałożenia przez jej członków kary aż 10-letniego zakazu pełnienia urzędów publicznych. Portal również wstrzymuje się od prognoz przed jesiennymi wyborami, ale wskazuje na spadek notowań PiS w 2023 r., głównie z powodu utrzymującej się bardzo długo dwucyfrowej inflacji.
Czytaj też: Czy wielki marsz wygra opozycji wybory? PiS może się zacząć bać
Polowanie na czarownice
Agencja Associated Press skupia się natomiast na reakcji władzy na marsz. Cytuje przy tym rzecznika Piotra Mullera, który oskarżył Tuska i pozostałych organizatorów o próbę obalenia rządu PiS. Konfrontuje te słowa z komentarzami uczestników demonstracji, którzy zgodnie twierdzili, że tegoroczne wybory mogą być ostatnią szansą na obronę polskiej demokracji. W depeszy, przedrukowanej przez dziesiątki mediów na świecie, w tym kanadyjski „Globe and Mail”, telewizję Al-Jazeera czy amerykański kanał NBC, agencja zwraca uwagę także na hasła obecne na transparentach, w których krytyka PiS łączyła się z akceptacją i chęcią walki o idee europejskie i liberalne. AP sporo miejsca poświęciło też kwestii mobilizacji społecznej – półmilionowa frekwencja oznacza, że polskie społeczeństwo „przerywa milczenie” na temat działań rządu PiS. W podobnym tonie utrzymana jest też depesza francuskiej agencji AFP, gdzie marsz jednoznacznie opisywany jest jako „antyrządowy”, wywołany niezadowoleniem z działań gabinetu Morawieckiego i prezydenta Dudy. W tekście tym, opublikowanym m.in. w „The Times of Israel” czy indyjskim „The Hindu”, pojawiają się również słowa Donalda Tuska o tym, że „demokracja umiera w ciszy”. To nawiązanie nie tylko do prób zmobilizowania dotychczas bardziej biernej części elektoratu, ale też popularnego w ostatnich latach hasła „Demokracja umiera w ciemnościach”, które na swoje nieformalne motto wybrała redakcja „Washington Post”.
Podobne opisy niedzielnych wydarzeń na ulicach Warszawy znalazły się również w WaPo, „New York Timesie”, „Boston Globe”, BBC i innych mediach anglosaskich. Stacja Euronews opublikowała szeroką relację z marszu, połączoną z dokładną analizą treści ustawy powołującej komisję weryfikacyjną. W opinii cytowanego przez kanał Christophera Lasha z Uczelni Łazarskiego komisji przyznaje się kompetencje, które należą do już istniejących instytucji, przede wszystkim wywiadowczych i policyjnych. Krytyka Rosji to jednak sposób na zbicie sporego kapitału politycznego, co zdaniem Euronews PiS próbuje zrobić w świetle zbliżających się wyborów.
Dla włoskiej telewizji RAI ciekawy był udział w marszu Lecha Wałęsy, „od dawna nieobecnego w bieżącym życiu politycznym kraju”. Jego obecność była niejako potwierdzeniem tezy, że wybory z 1989 r., w których Wałęsa odegrał kluczową rolę, w pewnym sensie powtórzą się w Polsce za kilka miesięcy. Były prezydent, co cytuje RAI, zapowiedział, że „nadszedł dzień” rozliczeń rządów Jarosława Kaczyńskiego. Agencja informacyjna ANSA również opisuje krok w tył Dudy, wywołany gwałtowną reakcją na nową ustawę Brukseli i Waszyngtonu. Ostro o działaniach PiS pisze hiszpański „El Pais”, choć w tej gazecie liczbę uczestników marszu określono jako „ponad 100 tys.”. Hiszpańska telewizja publiczna TVE, pokazując zdjęcia z ulic Warszawy, opisała demonstrację jako „skierowaną przeciwko ultrakonserwatywnemu rządowi”. W podobnie krytycznych słowach o PiS piszą media francuskie, w tym największe dzienniki: „Le Monde”, „Le Figaro” i „Libération”.
Wszystkie zagraniczne relacje z marszu opozycji dają do zrozumienia, że jego odczyt jest jasny: to marsz antyrządowy, prodemokratyczny, ale nie partyjny. Nikt w Europie, USA czy krajach sojuszniczych, jak Izrael, nie zdaje się też kupować narracji PiS o nowym prawie jako sposobie na oczyszczenie polskiej przestrzeni publicznej z rosyjskich wpływów – to raczej motywowane politycznie polowanie na czarownice z jasnym celem, którym jest Tusk i jego współpracownicy z czasów, gdy był polskim premierem. Jest jeszcze stanowczo za wcześnie, by rozstrzygać o wpływie marszu na kampanię i wyniki jesiennych wyborów. Ale warto przekonać się przy jego okazji, że zagranicą nikt PiS-owi nie wierzy.