Prezydencje strachu: po Węgrach Polacy
Prezydencje strachu: po Węgrach Polacy. Unię czekają ciężkie czasy
Pałac Prezydencki zaproponował zmiany ustawowe, które mają zapewnić prezydentowi RP kontrolę nad polityką europejską. Dotychczas była ona w gestii rządu i nowa propozycja jest odbierana jako próba zabezpieczenia przez Andrzeja Dudę wpływów w Brukseli na wypadek porażki PiS w październikowych wyborach. Bez względu jednak na ich wynik, wygląda na to, że Unię czekają ciężkie czasy, bo najpierw – w drugiej połowie 2024 r. – prezydencję w Radzie UE przejmują Węgry, a zaraz potem – w pierwszej połowie 2025 r. – Polska: albo rządzona niepodzielnie przez antyunijny PiS, albo pogrążona w chaosie sporów o politykę europejską między prezydentem Dudą i rządem wyłonionym z dzisiejszej opozycji.
Projekt prezydenckiej ustawy zakłada m.in., że prezydent miałby prawo weta w sprawie ważniejszych polskich nominatów do unijnych instytucji, w tym m.in. polskiego komisarza, sędziego i rzecznika Trybunału Sprawiedliwości UE. Dodatkowo rząd musiałby konsultować z prezydentem najważniejsze stanowiska w polityce unijnej i dokumenty, nad którymi pracuje Rada UE. Prezydent chciałby też reprezentować Polskę podczas szczytów Rady Europejskiej (teraz jeździ na nie premier), co część ekspertów uważa za sprzeczne z Konstytucją RP i wprost z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego, który w 2009 r. w sporze „o krzesło” w Radzie między premierem Donaldem Tuskiem i prezydentem Lechem Kaczyńskim rację przyznał temu pierwszemu.
Tym razem kluczowy spór może dotyczyć wspomnianej prezydencji w Radzie UE. Traktatowo państwa członkowskie co pół roku przekazują sobie tę funkcję, która ma charakter neutralny i dotyczy głównie organizowania prac Rady (teraz sprawuje ją Szwecja). W skład Rady wchodzą ministrowie państw członkowskich stosowni do debatowanego zagadnienia.