Czy to znaczy, że to już koniec? W żadnym razie, choć różowo też nie jest. Ukraińska ofensywa zaczęła się fizycznie 4 czerwca, ale przygotowania do niej trwały już wcześniej. Od pewnego czasu kierowane rakiety GMLRS wystrzeliwane z zestawów M142 HIMARS i M270 MLRS, a także niedawno dostarczone pociski lotnicze Storm Shadow były używane do niszczenia zaplecza rosyjskich wojsk. O tych działaniach niewiele wiadomo i przypuszczalnie nie były one tak skuteczne, jak ataki z lata ubiegłego roku w obwodzie chersońskim. Tak jakby Rosjanie wprowadzili lepsze maskowanie oraz surowsze zasady bezpieczeństwa operacyjnego (OPSEC – Operational Security). W tych warunkach trudniej było ustalić położenie ważnych magazynów amunicji i składów paliw, a także koszar i obozów wojskowych, w związku z czym trudniej było też wykonać skuteczne uderzenie. Niemniej wielokrotnie trafiono lotnisko pod Berdiańskiem, gdzie zniszczono kilka rosyjskich śmigłowców, silne wybuchy odnotowano też w Melitopolu. Doniesień o tych atakach było jednak mniej niż w czasie pierwszej ukraińskiej kontrofensywy pod Chersoniem. Nie wiadomo, czy to tylko skuteczniejsza blokada informacyjna po obu stronach konfliktu, czy celów godnych zaatakowania wykryto faktycznie mniej, a tym samym mniej ich też zniszczono.
Ale ostatniej nocy Ukraińcom udał się strzał. Pociski Storm Shadow trafiły w duży skład amunicji w Rykowem na linii kolejowej Dżankoj (na Krymie)–Melitopol.