Wielka Brytania żyje zakończonym procesem Lucy Letby, 33-letniej pielęgniarki neonatologicznej, którą ława przysięgłych uznała w miniony piątek za winną zamordowania siedmiu noworodków i próby zabicia kolejnych sześciu. Seryjna zabójczyni prawdopodobnie cierpi na jakąś formę psychopatii, ale nikomu z biegłych nie udało się tego ustalić.
Wyszły natomiast na jaw skandaliczne próby tuszowania zgonów dzieci i uciszania lekarzy, którzy pierwsi zauważyli niepokojący związek obecności przy nich dyżurującej Lucy. Dyrektorzy szpitala przez długi czas reagowali tak, jak niedawno uczyniła to nasza nowa minister zdrowia, komentując śmierć pacjentek z oddziałów położniczych: „Umierały, umierają i umierać będą”. Dlatego tragiczne zdarzenia, do których doszło w Countess of Chester Hospital w latach 2015–16, powinny stać się dla polskich śledczych i pracowników ochrony zdrowia ostrzeżeniem, jak nie popełniać podobnych błędów. Trzeba zacząć chronić sygnalistów i nie przymykać oczu na niepokojące zdarzenia, za które może odpowiadać jednak człowiek, a nie niepojęta natura.
Czytaj też: Lekarzom ciąży strach. „Ich najłatwiej o wszystko winić”
Kim była Lucy Letby?
To pytanie celowo stawiam w czasie przeszłym, bo jest ona dziś już zupełnie inną kobietą niż osiem lat temu, gdy zaczęła realizować swój wstrząsający plan i zabijać podczas nocnych dyżurów kilkudniowe noworodki (wpuszczała w ich żyły