Na ostatniej stacji przed granicą żegnał go m.in. gubernator Kraju Nadmorskiego i orkiestra wojskowa, która odegrała – nie wiedzieć czemu – rosyjski marsz „Pożegnanie Słowianki” (w polskiej wersji „Rozszumiały się wierzby…”). Tak właśnie kończyła się najdłuższa w życiu i pierwsza od pandemii zagraniczna wycieczka 41-letniego dyktatora, który zabierał z niej liczne podarki, m.in. zdjęcie Jurija Gagarina, rękawicę rosyjskiego kosmonauty (używaną) i kilka wojskowych dronów, w tym w wersji samobójczej, co swoją drogą jest złamaniem sankcji nałożonych przez ONZ na Koreę Płn., za którymi głosowała również Rosja.
Najważniejszą pamiątką po tych odwiedzinach – i dla Kima, i dla Putina – może się jednak okazać wyjście z izolacji. Oba kraje mają sobie coś do zaoferowania. Rosja dramatycznie potrzebuje amunicji artyleryjskiej, bo w zasadzie opróżniła już swoje magazyny, strzelając do Ukraińców. A tak się składa, że taka amunicja – choć legendarnie nieskuteczna – to prawdopodobnie jedyna rzecz, która w Korei Płn. występuje w nadmiarze. W zamian Putin zaoferował Kimowi dostawy żywności i technologii potrzebnych m.in. do rozwoju północnokoreańskiego programu rakietowego, który ostatnio zalicza kolejne katastrofy. Jednocześnie Kim zadeklarował pełne poparcie dla rosyjskiej agresji na Ukrainę, uznając ją za „święty akt obrony przed imperializmem”.
Na to zbliżenie nerwowo zareagowały już Chiny – nie tylko z obawy o utratę wyłącznego patronatu nad Kimem. Pekin martwi się również, że północnokoreańskie postępy rakietowe ściągną do regionu jeszcze więcej Amerykanów, którzy obawiają się o bezpieczeństwo Korei Płd. i Japonii. Wychodzi więc na to, że najbardziej zadowolony może być Kim. Szczególnie że odwiedził również największe w Rosji oceanarium, w którym obejrzał m.