Miesiąc wojny
Miesiąc wojny. Rośnie napięcie na Bliskim Wschodzie, świat krytykuje Izrael
Rozbijemy Hamas, twierdza po twierdzy, batalion po batalionie – zapowiada Jonathan Conricus, rzecznik armii Izraela, który w Strefie Gazy prowadzi akcję odwetową za masakrę z 7 października, w której zginęło 1,4 tys. osób, a ponad 200 porwano. Miesiąc wojny przyniósł – to dane gazańskich hamasowskich władz – 9,7 tys. palestyńskich ofiar cywilnych, w tym 3,9 tys. dzieci i 2,4 tys. kobiet. Izraelskie wojsko twierdzi, że jego żołnierze dotarli do wybrzeża morskiego, przecinając terytorium na pół. Północ, jako matecznik Hamasu, pozostanie strefą intensywnych bombardowań i walk miejskich, toczonych także w sieci podziemnych kryjówek i tuneli, które ciągną się kilometrami.
Każdego dnia rażone jest tam nawet 450 miejsc. Izrael niezmiennie wzywa mieszkańców tych terenów, by jak najszybciej uciekali na południe, gdzie ma być bezpieczniej i dokąd może dotrzeć pomoc humanitarna. Jednak także ta część Gazy jest ostrzeliwana, a po przesiedleniu tam ok. 1,5 mln osób zmaga się z dramatem humanitarnym. Brakuje artykułów niezbędnych do przetrwania, w tym wody, żywności, leków i paliwa napędzającego szpitalne generatory prądu, są przerwy w łączności telefonicznej i internetowej. Nie ma jak bezstronnie zweryfikować, kto wystrzelił daną rakietę, zrzucił bombę czy jakie straty dokładnie wyrządził. Niemniej każdy dzień ostrzałów, kolejne obrazy zakrwawionych palestyńskich dzieci, widoki lejów po bombach w obozach dla uchodźców zaostrza globalną krytykę przede wszystkim Izraela i podnosi – i tak już wysokie – napięcie na Bliskim Wschodzie.
Przez kilka dni podróżował po regionie kierujący amerykańską dyplomacją Antony Bliken. W Tel Awiwie namawiał do przerw w walkach, aby ułatwić dystrybucję pomocy. Od arabskich sąsiadów Izraela usłyszał, że ten popełnia zbrodnie wojenne i konieczne jest zawieszenie broni.