Impas i upór
Ukraina, impas i upór. Czy przełom na froncie w ogóle jest możliwy?
Brytyjski „Economist” i amerykański „Time” zamieściły niemal jednocześnie teksty oparte na rozmowach z szefem ukraińskiego sztabu gen. Walerym Załużnym i ludźmi z najbliższego otoczenia prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Wnioski są pesymistyczne: w wojnie zapanował trudny do przezwyciężenia impas, a ukraiński lider stracił moc przyciągania uwagi świata i pogrąża się w gniewie. Rzadko dzielący się przemyśleniami gen. Załużny stwierdza, iż po stronie Rosji i Ukrainy wyrównał się potencjał techniczny, taktyczny i zaangażowanych w walkę sił, co sprowadza wojnę w okopy. Ocena ta nie jest nowa, ale wypowiadana przez najważniejszego dowódcę w Europie stanowi boleśnie szczery rozrachunek z rzeczywistością, w której Ukraina nie ma sił ani środków, by tę wojnę zakończyć na własnych warunkach. Fakt, że nie umie tego również Rosja, nie jest pocieszeniem, bo – jak przypomina Załużny – to jego wrogowie mają większe zasoby i są w stanie dłużej to ciągnąć. Potwierdza to w najnowszych ocenach brytyjski wywiad: siły są wyrównane, lotnictwo niemal nieobecne, a wiodąca rola walk lądowych sprzyja stronie broniącej się. W dodatku rozciągnięcie frontu na 1200 km nie daje szans na skomasowanie sił niezbędnych do przełamania.
Nie znaczy to jednak, że na froncie jest cisza. Ostatnie dni to nasilenie taktycznych starć, ponowne uruchomienie okopowej „maszynki do mięsa”. Ukraińcy meldują o rekordowych rosyjskich stratach rzędu 800–900 żołnierzy dziennie. To głównie efekt nieudanych szturmów pod Awdijewką i Veliką Nowosyłką, gdzie teraz Ukraińcy muszą się bronić. Sami coraz skuteczniej naciskają Rosjan na lewym brzegu Dniepru pod Chersoniem, gdzie kilka tygodni temu utworzyli przyczółek. Wypady na rosyjskie pozycje po zachodniej stronie podejścia na Krym czy ostrzał stanowiska dowodzenia to dokuczliwe nękanie przeciwnika, ale nie zapewnia jego pokonania.