632. dzień wojny. Rosji brakuje czołgów i pojazdów pancernych. Swój udział mają w tym myszy
Tym razem rosyjskie ataki na północnym odcinku frontu nie przyniosły żadnego sukcesu, w rejonie Kupiańska i Swiatowego wszystkie zostały odparte przez ukraińskie wojska, przy pewnych stratach Rosjan. Z kolei pod Bachmutem, na południe od miasta, Ukraińcy przejęli wczoraj inicjatywę i to oni byli stroną atakującą, ale ich postępów również nie odnotowano.
Ciężkie walki nie ustają natomiast pod Awdijiwką, koncentrując się obecnie na północnym zachodzie od miasta. Rosjanie poczynili znów marginalne postępy, doszli już niestety do strefy przemysłowej w północno-zachodniej części miasta. Jeśli zaczepią się na terenach industrialnych, będzie ich bardzo ciężko stamtąd wyrzucić. Straty, jakie przy tym ponoszą tu napastnicy, są naprawdę imponujące. Jakim cudem ich to nie martwi, trudno powiedzieć. Po prostu uporczywie nacierają i już, nie patrząc na to, ile trupów i wraków sprzętu zostawią na polu walki. I w końcu mogą osiągnąć swój cel.
Z kolei Ukraińcy nacierali na południe od Orichiwa i też zdobyli niewielkie skrawki terenu, tym razem na południe od Robotyne, pogłębiając swoje włamanie w rosyjską obronę.
Na lewym brzegu Dniepru pod Chersoniem, mimo uporczywych rosyjskich kontrataków, Ukraińcy nie tylko utrzymali swój przyczółek, ale nawet w niewielkim stopniu go poszerzyli. Najwyraźniej nie jest to zwykły rajd, a coś więcej, może wkrótce się przekonamy, co.
Jak nie kradzieże, to rdza i myszy
Sprzęt wojskowy dla wojsk rosyjskich pochodzi z dwóch głównych źródeł: z produkcji i z remontów. Mimo wielkich, przepastnych zapasów okazało się, że nie da się tak po prostu wyjąć z magazynu czołgu, transportera opancerzonego, działo samobieżne czy holowane, usunąć konserwujący smar i wprowadzić sprzęt do służby. Dlatego że w rosyjskich składach sprzęt stoi w opłakanym stanie. Do niczego się nie nadaje, tylko na złom lub do gruntownego remontu. Po pierwsze, stojące tam uzbrojenie zostało najzwyczajniej rozkradzione. Częściowo na złom, jako że w sowieckiej, a dziś rosyjskiej elektronice stosuje się na przykład styki wykonane ze złota, są elementy srebrne, są miedziane przewody, a za to na skupie złomu można dostać całkiem sporo. Kradnie się więc nawet całe silniki, bo ich bloki są wykonane z aluminium, za co w skupie też nieźle płacą. Kolejna sprawa to fakt, że do takich składów, do starych kolegów przyjeżdżają koledzy z jednostek liniowych. Wiesz, stary, potrzebny mi sprawny celownik 1PN-96, dam ci w zamian niesprawny. I za jakieś drobne profity starzy kumple taką sprawę załatwiają, oni piją flaszkę w gabinecie, a żołnierze zamieniają odpowiednie urządzenie w zmagazynowanym czołgu. Kanibalizm techniczny w rosyjskim wojsku jest powszechny i stosowany szeroko, bo czekać na dostawy części zamiennych z zakładu można miesiącami. W międzyczasie pojawi się kontrola gotowości bojowej i dowódca wyleci ze stanowiska za połowę niesprawnego sprzętu, bo nikogo nie interesuje, że części zostały zamówione, ale jeszcze nie przyszły. Do takich składnic ciągną więc pielgrzymki z jednostek, a komendanci i obsługi tych wielkich magazynów opływają w dostatki jak pączki w maśle. Tyle tylko że mają na placach i czasem w garażach bezwartościowe wydmuszki, wybebeszone ze wszystkiego, co przydatne. Nikt się tym nie przejmuje, bowiem nikt nigdy nie chciał z tych składów niczego wyjmować i wprowadzać do służby, a już na pewno nie na taką skalę jak obecnie.
Kolejną przyczyną niszczenia uzbrojenia jest niedbale przeprowadzona konserwacja i przechowywanie „pod chmurką”. W rezultacie wiele części najzwyczajniej w świecie rdzewieje jak nieszczęście, wszelkie ruchome elementy się zapiekają na amen, guma parcieje i się rozsypuje, a plastik się kruszy. W dodatku myszy zjadają izolację wszelkich przewodów. Rosyjskie myszy nie są wybredne, już w czasie II wojny światowej Niemcy narzekali, że rano nie mogą uruchomić silników w swoich pojazdach pancernych, bo myszy kable pozjadały. Co prawda nie są one aż tak łakome jak polskie, które swego czasu w Polsce zjadły 27 tys. ton zboża wartego 11 mln zł z silosów posła Ryszarda B. z Samoobrony, ale rosyjskie myszy stanowią dla naszych bardzo skuteczną konkurencję. Też czynią niekiedy podobne cuda w różnych państwowych składach, w tym i wojskowych.
Ocenia się, że ok. 30 proc. sprzętu z rosyjskich magazynów nadaje się od razu na złom, choć czasem jeszcze udaje się z nich wymontować to i owo, co może być przydatne. Reszta tylko w niewielkim odsetku (poniżej 10 proc.) nadaje się do rozkonserwowania i wprowadzenia do służby, zaś przytłaczająca większość musi po prostu trafić do remontu generalnego. Taki remont to czasem jak wyprodukowanie czegoś od nowa, bo np. czołg jest rozbierany na niepodzielne już kawałki, kadłub i wieża są piaskowane, a następnie całe bebechy są montowane w nich ponownie – albo całkiem nowe, albo po solidnej regeneracji. Niewiele to się różni od nowej produkcji, choć jest trochę tańsze i nieco mniej pracochłonne.
Ponieważ nowa produkcja nie za bardzo nadąża za potrzebami, to te remonty, tak sprzętu z magazynów, jak i ewakuowanego z pola walki w Ukrainie po poważnych uszkodzeniach, są źródłem określonej ilości sprzętu. Rzecz w tym, że ogólnie i tak bilans wychodzi ujemny: dostawy sprzętu nowego i wyremontowanego pokrywają jedynie ok. połowy strat ponoszonych w Ukrainie. Najgorsza sytuacja jest w przypadku bojowych wozów piechoty i transporterów opancerzonych, których zaczyna zwyczajnie brakować. Jedne i drugie służą do transportowania piechoty na pole walki, przy czym te pierwsze mogą piechocie udzielić wsparcia ogniowego, a te drugie jedynie w ograniczonym zakresie. Pierwsze są bowiem uzbrojone w działko karabin maszynowy i wyrzutnie kierowanych pocisków przeciwpancernych, a drugie jedynie w karabin maszynowy (km), choć często jest to km dużego kalibru (tzw. nkm, kal. 12,7 mm lub 14,5 mm). Rosjanie wciąż jeszcze nie nauczyli się, że żaden z tych pojazdów nie jest substytutem czołgu i „udzielić wsparcia ogniowego na polu walki” nie oznacza nacierania wraz z piechotą, lecz ustawienie się gdzieś w ukryciu za atakującymi i prowadzenie ognia z odpowiedniego dystansu. Ponieważ rosyjskie pojazdy pancerne, o wiele gorzej opancerzone i odporne na ogień od czołgów, pędzą wraz z piechotą do natarcia, obrywają nadzwyczaj często, a to owocuje ich nadmiarowymi stratami.
Czytaj także: Kałachy i granaty do szkół. Rosja wychowa sobie żołnierzy, bo szykuje się na długi marsz
Rosyjska „zbrojeniówka” się cofa
Rosyjskie zbrojeniowe zakłady produkcyjne korzystają z wielu obrabiarek i maszyn zakupionych za granicą. Jeszcze w latach 80. w Czelabińsku, w słynnym „Tankogrodzie” – mieście czołgów, gdzie dziś produkuje się głównie silniki do wszelkich pojazdów pancernych oraz cywilne traktory i spychacze gąsienicowe, w Czelabińskim Zakładzie Traktorów pracowały amerykańskie prasy hydrauliczne dostarczone tam w ramach Lend Lease w czasie II wojny światowej. Dziś rosyjskie zakłady, w tym słynna „wagonka” z Niżnego Tagiła, gdzie powstaje większość współcześnie produkowanych czołgów rosyjskich (Uralwagonzawod), albo Uraltransmasz z Jekaterynburga, produkujący działa samobieżne (w tym popularne 2S19 Msta) i tramwaje, są niemal całkowicie wyposażone w obrabiarki i sprzęt maszynowy zachodniej produkcji. Początkowo sporym problemem było wstrzymanie aktualizacji oprogramowania i kalibracji maszyn „online”, ale stopniowo Rosjanie sobie z tym poradzili, ściągając pirackie wersje oprogramowania. Część różnych komponentów, które hamują produkcję, głównie z obszaru elektronicznej bazy elementowej, udaje się przemycić zza granicy. Obecnie Unia Europejska planuje nałożyć na Rosję kolejny pakiet sankcji, który całkowicie ma uniemożliwić zakup obrabiarek i podobnych maszyn oraz ich wyposażenia, tudzież części zamiennych, ale i z tym Rosjanie sobie poradzą, dorabiając we własnym zakresie elementy zużywalne (np. noże do frezowania) oraz inne części zamienne.
To, co jest głównym hamulcowym rosyjskiej produkcji zbrojeniowej, to brak odpowiednio wykwalifikowanych kadr, niska kultura techniczna oraz rozpadające się zaplecze konstruktorskie i naukowo-badawcze. Inżynierom, technologom, konstruktorom i naukowcom płaci się słabo, a ponadto inwestycje w obszar badania i rozwoju są dalece niewystarczające. W rezultacie pod względem technicznym rosyjska „zbrojeniówka” się cofa. Traci zdolności i umiejętności z czasów zimnej wojny, a opracowanie nowego sprzętu i technologii jest w powijakach. Jedynym rozwiązaniem dla Rosji jest produkowanie do oporu przestarzałych, choć sprawdzonych wzorów uzbrojenia, i działać przewagą ilościową.
Czy to się Rosjanom uda? To ich pięta achillesowa, ale trudno oczekiwać, by taki stan trwał wiecznie. Stopniowo rozkręcą produkcję sprzętu i choć będzie on ustępował zachodniemu, to fizycznie będzie go dużo, co zrekompensuje przewagę jakościową. Dlatego Ukrainę trzeba odpowiednio wyposażyć już teraz, by wyzyskać do maksimum czasowe rosyjskie osłabienie na polu sprzętowym.
Czytaj też: To będzie bardzo długa wojna. Jak Ukraina może zwyciężyć z Rosją?