667. dzień wojny. Straconego czasu Zachód nie nadrobi. Dlaczego Rosja nie gra w grę Ameryki?
Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow powiedział szalenie ciekawą rzecz. Na spotkaniu z blogerami komentującymi konflikt w Ukrainie, bo nawet na taką działalność trzeba mieć „koncesję” w postaci kremlowskiego błogosławieństwa, stwierdził, że w pewnej perspektywie Rosję i jej siły zbrojne czekają o wiele większe wyzwania niż wojna z Ukrainą. Co miał na myśli, nikt nie śmiał pytać, ale domyślić się nietrudno.
Ameryka rozumie, Japonia wspiera Kijów
Wygląda na to, że Amerykanie coraz lepiej rozumieją retorykę Rosjan. Sekretarz stanu Antony Blinken 20 grudnia mówił o dyskusjach z udziałem Władimira Putina. Rosyjski prezydent podkreślał ostatnio, że cele w Ukrainie się nie zmieniły: denazyfikacja, demilitaryzacja i neutralność. Oczywiście dla przeciętnego człowieka to niezrozumiały bełkot, ale Ameryka tym razem całkiem prawidłowo odcyfrowała ten język: denazyfikacja to wymiana władz w Kijowie na zależne od siebie. Demilitaryzacja to likwidacja wszelkich sił militarnych i paramilitarnych, które mogłyby się Rosji przeciwstawiać. Natomiast neutralność to wstrzymanie procesu integracji ze strukturami zachodnimi, szczególnie z NATO i Unią Europejską. Warto podkreślić, że Rosjanie nigdy nie podali rzeczywistych celów wojny, skazując obserwatorów na interpretację eufemizmów. Amerykanie natomiast wszystko rozumieją wprost i sami też mówią dość otwartym tekstem. Coraz częściej do nich dociera, że do Rosji nie mogą przykładać swojej miary. Gorzej, że Republikanie poświęcili politykę zagraniczną na rzecz wewnętrznej, co dla samych USA może się okazać bardzo niekorzystne.