Świat

Brytyjski premier przetrwał bunt. Parlament poparł deportację migrantów do Rwandy

Konferencja prasowa Rishiego Sunaka po głosowaniu ws. ustawy o odsyłaniu do Rwandy osób ubiegających się o azyl na Wyspach Konferencja prasowa Rishiego Sunaka po głosowaniu ws. ustawy o odsyłaniu do Rwandy osób ubiegających się o azyl na Wyspach Stefan Rousseau / PA Images / Forum
Rishiemu Sunakowi udało się przeprowadzić przez Izbę Gmin kontrowersyjną legislację zezwalającą na odsyłanie do Rwandy osób ubiegających się o azyl na Wyspach. Ale to nie koniec kłopotów – ani premiera, ani jego partii.

Na papierze wyglądało to na dość proste głosowanie – po środowym trzecim czytaniu w parlamencie ustawa została poparta przez 320 posłów przy sprzeciwie 276. Większość wyniosła więc 44 głosy, co jest w realiach obecnej polityki brytyjskiej wynikiem więcej niż komfortowym. Zwłaszcza że przeciwko zagłosowało zaledwie 11 członków rządzącej Partii Konserwatywnej, w tym niedawno zdymisjonowana była szefowa Home Office, odpowiednika ministerstwa spraw wewnętrznych, Suella Braverman. To liczba stosunkowo niewielka, bo jeszcze przed weekendem opozycję wobec rozwiązań zaproponowanych przez Sunaka zapowiadało ponad 60 zasiadających w Izbie Gmin torysów.

Premierowi się spieszy

Środowe zwycięstwo nie oznacza automatycznie wejścia ustawy w życie – czeka ją jeszcze czytanie w Izbie Lordów, gdzie jej przyszłość też nie jest do końca pewna. Potem rozpęta się nad nią dyskusja w społeczności międzynarodowej, dlatego że dokument uznawany jest przez ekspertów za niezgodny z Europejską Konwencją Praw Człowieka, której Wielka Brytania jest sygnatariuszem. Europejski Trybunał Praw Człowieka zablokował już raz deportacje do Rwandy, uznając w lipcu 2022 r., że nie jest to kraj bezpieczny dla osób ubiegających się o azyl. Co więcej, istnieje spora sprzeczność pomiędzy procedowaną ustawą a innymi aspektami brytyjskiego prawa, w tym ustawą o prawach człowieka, gdyż według projektu Sunaka decyzja o odesłaniu przybyszów ubiegających się o legalizację pobytu przechodzi w zakres kompetencyjny ministerstw, a więc władzy wykonawczej, a nie sędziów.

Premier nie wydaje się jednak przejęty prawnymi zawiłościami, bo – jak w czwartek rano doniósł Reuters – wydał już polecenie brytyjskim urzędnikom imigracyjnym, by ci ignorowali jakiekolwiek postanowienia międzynarodowych sądów i trybunałów. Instrukcja ta dotyczy zarówno bieżących decyzji, jak i tych, które dopiero mogą zapaść. Sunakowi bardzo się spieszy, obiecał zresztą pierwsze deportacje już wiosną. I trudno mu się dziwić, dlatego że w drugiej połowie roku najpewniej odbędą się na Wyspach wybory parlamentarne, w których torysi stać będą na straconej pozycji. Zwycięstwo opozycyjnej dziś Partii Pracy wydaje się przesądzone, ale ważą się losy samego premiera, który przy negatywnym obrocie spraw mógłby stracić stanowisko jeszcze szybciej.

Czytaj też: Nielegalni imigranci: palący problem Europy

Nie udało się zmniejszyć liczby imigrantów

W tym miejscu warto przypomnieć, że kiedy Sunak w ubiegłym roku stawał do wewnątrzpartyjnej rywalizacji o szefostwo wśród torysów, otwarcie sprzeciwiał się planom deportowania uchodźców. Początkowo zwolennikiem tego rozwiązania był Boris Johnson, a Sunak, będący w jego rządzie kanclerzem skarbu, pomysł mocno krytykował. Musiał jednak zmienić zdanie, żeby zyskać przychylność skrajnych, coraz bardziej radykalizujących się frakcji wewnątrz Partii Konserwatywnej. Jak informował niedawno konserwatywny dziennik „The Telegraph”, w samym tylko skrajnym skrzydle partii znajduje się teraz pięć podgrup, coraz bardziej radykalnych w swoich postulatach.

Migracja jest dla nich najważniejszym tematem, bo ekstremiści w większości wywodzą się z grona architektów brexitu, którego podstawowym założeniem miało być ograniczenie liczby obcokrajowców przybywających na Wyspy Brytyjskie. Kampania przeprowadzona pod głośnym hasłem „Take Back Control” okazała się jednak fiaskiem, bo nie dość, że liczba migrantów zarobkowych w Wielkiej Brytanii rośnie (zmieniła się tylko ich struktura narodowościowa), to jeszcze Londyn zmaga się z kryzysem migracyjnym związanym z migrantami nieudokumentowanymi.

Według statystyk brytyjskiego rządu rekordowy pod tym względem był 2022 r., kiedy na Wyspy, głównie na pokładzie małych łódek przeprawiających się przez Kanał La Manche, trafiło ponad 45 tys. osób. W ubiegłym roku było ich mniej, bo 29 tys., ale od 1 stycznia do Anglii przeprawiło się już 260 osób nieposiadających wymaganych dokumentów. Sunak, który nieustannie obiecuje, że nielegalną migrację ukróci, chwali się na razie tym, że wyczyścił zbiór zaległych aplikacji o azyl, których miało być według torysów nawet 100 tys. Jeśli jego ustawa, raz już uznana przez Sąd Najwyższy za bezprawną, wejdzie w życie, każdy, kto dostał się do Wielkiej Brytanii bez odpowiednich dokumentów po 1 stycznia 2022 r., zostanie odesłany do Rwandy.

Gwałtowny zwrot na prawo

Choć deportacje jeszcze się nie rozpoczęły, cały projekt brytyjskich podatników sporo kosztuje. 10 Downing Street zapłaciło już 240 mln funtów swoim odpowiednikom w Rwandzie za przygotowanie infrastruktury związanej z przyjęciem migrantów. Niewiele to jednak zmienia w całościowym obrazie sytuacji, bo Rwanda dalej nie ma zdolności przyjęcia kilkunastu tysięcy osób – a na to liczy Sunak. Cały czas premier walczy też z krytyką ze strony Braverman i partyjnych radykałów, którzy zarzucają mu, że działa za wolno, jest zbyt miękki i pozoruje polityczną aktywność, tak naprawdę nie chcąc wcale nikogo do Afryki odsyłać.

Problem z ustawą deportacyjną doskonale ilustruje gwałtowny zwrot na prawo, jaki przechodzi w tej chwili nie tylko Partia Konserwatywna, ale cała brytyjska polityka. Rozczarowani brakiem obiecanych korzyści z brexitu wyborcy odsuwają się od torysów, a pozytywnie pracę Rishiego Sunaka ocenia zaledwie 37 proc. respondentów (dane za portalem POLITICO). To prawie najniższy poziom w czasie jego premierostwa, niebezpiecznie zbliżający się do wskazań z czasów Liz Truss, najgorzej ocenianej szefowej rządu w najnowszej historii Wielkiej Brytanii.

Ponadto z prawej strony Sunakowi też wyrasta konkurencja, bo 10 proc. poparcia w sondażach ma partia Reform UK, nowe wcielenie Brexit Party, ugrupowanie o jednoznacznie antyimigranckiej orientacji. Wprawdzie z powodu brytyjskiej ordynacji wyborczej opartej na okręgach jednomandatowych Reform UK ma małe szanse na jakiekolwiek mandaty w Westminsterze, ale niewykluczone, że w najbliższych latach przejmie bardziej radykalnych posłów konserwatystów i sporą część ich elektoratu.

Pyrrusowe zwycięstwo Sunaka

Sunak tym samym odniósł w niedzielę zwycięstwo co najwyżej pyrrusowe, jak napisał w środę tygodnik „The Economist”. Szantażujący go partyjni ekstremiści będą bowiem wymagać coraz bardziej stanowczych ruchów, a doprowadzenie do startu deportacji nie będzie łatwe. Co więcej, nawet jeśli mu się to uda, oczekiwania co do ich skali i tempa są ogromne. Z jednej strony prawica będzie go więc atakować za zbyt powolne rozwiązywanie problemu, z drugiej – dla Partii Pracy odsyłanie ludzi do Rwandy to strata pieniędzy i dowód na niekompetencję rządu, co zresztą powiedział już w parlamencie lider laburzystów Keir Starmer.

Bez względu na ostateczne rozstrzygnięcie tej awantury Wielka Brytania będzie miała jednak ogromny problem ze stworzeniem nowej polityki migracyjnej. Nawet w okręgach wyborczych, które laburzystom uda się zapewne odbić z rąk Partii Konserwatywnej, panuje spora niechęć do migrantów, a zmiana preferencji wyborczych wynika z rozczarowania torysami, a nie ze zmiany zdania na temat Unii Europejskiej. Niewykluczone, że radykalizacja części konserwatywnych posłów doprowadzi nawet do trwałych podziałów w partii i tektonicznych ruchów na brytyjskiej scenie politycznej. A wszystko to stanie się w ciągu najbliższych kilku miesięcy, bez względu na powodzenie deportacyjnego planu Rishiego Sunaka.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Dyrektorka odebrała sobie życie. Jeśli władza nic nie zrobi, te tragedie będą się powtarzać

Dyrektorka prestiżowego częstochowskiego liceum popełniła samobójstwo. Nauczycielka z tej samej szkoły próbowała się zabić rok wcześniej, od miesięcy wybuchały awantury i konflikty. Na oczach uczniów i z ich udziałem. Te wydarzenia są skrajną wersją tego, jak wyglądają relacje w tysiącach polskich szkół.

Joanna Cieśla
07.02.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną