702. dzień wojny. Trzeba zniszczyć ciężki sprzęt Rosji. Z tymi wozami pójdzie najłatwiej
Nie milkną echa zestrzelenia samolotu transportowego Ił-76 pod Biełgorodem. Rosjanie uparcie rozgłaszają, że na pokładzie było 65 ukraińskich jeńców, co – szczerze mówiąc – wyjątkowo dziwnie brzmi. Nikt nie transportuje jeńców samolotami, bo w razie buntu ciężko do nich strzelać, a już szczególnie seriami, najlepiej w kierunku silników maszyny albo skrzydeł wypełnionych paliwem, nie mówiąc o innych wrażliwych elementach. Do kostnicy w Biełgorodzie przywieziono ponoć tylko pięć ciał załogi, na filmikach z miejsca katastrofy też nic nie widać. Wydaje się, że to ściema, zagrywka poniżej wszelkiej krytyki, chyba z potrzeby zatajenia, że jeńcy zostali zabici (na liście ofiar rzekomej katastrofy zaplątał się człowiek, który wrócił do Ukrainy w miarę cało, bo czy zdrowo, to po rosyjskiej niewoli trudno powiedzieć).
Pojawiają się doniesienia o coraz częstszych przypadkach używania przez Rosjan granatów z gazem łzawiącym (chloroacetofenol w silniejszej odmianie CS). Są zrzucane z dronów bojowych do porażenia żołnierzy ukrytych w ziemiankach i bunkrach. Z założenia gaz łzawiący ma być stosowany w terenie otwartym. Teoretycznie środki z grupy „policyjnych” są dozwolone, ale do tłumienia zamieszek przez policję, ich użycia na wojnie zakazuje konwencja, podobnie jak posiadania, rozwijania czy stosowania typowych bojowych środków trujących (broni chemicznej). Jak widać, Rosjanie potrafią łamać prawo o konfliktach zbrojnych wszędzie, gdzie się da.