W okręt desantowy „Cezar Kunikow” (BDK-64) kilka dronów morskich typu Magura V5 trafiło w pobliżu miasta Berehowe (między Sewastopolem a Jałtą) w południowej części Krymu. Co tam robił, trudno powiedzieć. Nie ma tu portu, nawet małego, rybackiego, to miasto uzdrowiskowe, podobne do Sopotu. Ze zdjęć opublikowanych przez GUR nie wynika, czy był w ruchu, ale dziób miał zwrócony na zachód, w stronę Sewastopola. Niewykluczone, że płynął pod osłoną nieodległego brzegu, zapewne wypełniony amunicją, bo nastąpiła potężna eksplozja, a rozerwany okręt szybko przewrócił się do góry dnem i zatonął. Nieznany jest los załogi złożonej z 87 osób. Atak wykonano, gdy było jeszcze ciemno, i nie wygląda na to, by usiłowano jakkolwiek mu zapobiec. Do dronów, jak wynika ze zdjęć, nie prowadzono ognia z okrętu.
Marynarskie fatum Rosji
Wydawałoby się, że drony Magura V5 nie mają racji bytu we współczesnej wojnie. To pojazdy nawodne, niezanurzające się, atakujące na powierzchni. Mają kształt szybkiej motorówki, a jedynym wystającym elementem jest głowica elektrooptyczna z kamerami telewizyjną i termowizyjną i anteny – systemu transmisji obrazu do stacji kierowania na lądzie i odbiornika GPS. Całość waży koło tony, przy czym 200 kg to materiał wybuchowy głowicy, eksplozja jest więc bardzo silna.
Prędkość pojazdu wynosi 40 km/h, ale w chwili ataku rośnie do 75–80 km/h. Napęd stanowi zapewne spalinowy silnik wysokoprężny, odpowiednio wytłumiony. Zasięg takiego wodnego bezzałogowca może sięgać nawet 800 km, ale transmisji łączności – 400 km. Zapewne do transmisji obrazu i komend sterowania wykorzystuje się