Unia Europejska ma realny wpływ – za pomocą pieniędzy i dozbrajania – na losy wojny w Ukrainie i niewielki wpływ na losy Bliskiego Wschodu. Ale m.in. nacisk opinii publicznej we Francji, Hiszpanii, krajach Beneluksu, Irlandii sprawia, że kolejne szczyty poświęcają długie godziny sprawom wojen poza Europą.
Przywódcy w nocy ze środy na czwartek postanowili nałożyć dodatkowe sankcje na Iran (w odpowiedzi na sobotni atak dronowy i rakietowy), jednocześnie skupiając się, w ślad za USA, na próbach powściągnięcia spodziewanego odwetu Izraela. „Zamierzamy objąć sankcjami irańskie firmy produkujące drony i pociski rakietowe” – wyjaśniał szef Rady Europejskiej Charles Michel.
Unia opiera się wezwaniom m.in. Czech, by Strażników Rewolucji wciągnąć na listę organizacji terrorystycznych (w ślad za USA z czasów prezydentury Donalda Trumpa). I zasadniczo ostrożnie balansuje w sprawie sankcji, bo nadal nie odpuściła wszystkich nadziei związanych z umową w sprawie programu nuklearnego (JCPOA). Jej stroną są m.in. Francja i Niemcy wraz z instytucjami UE.
Czytaj też: Europarlament przegłosował pakt migracyjno-azylowy. Warszawa się nie zgadza
„Nie możemy ciągle liczyć na USA”
„Nasze ukraińskie niebo i niebo naszych sąsiadów zasługują na takie samo bezpieczeństwo [jak Izrael]” – apelował w środę wieczorem prezydent Wołodymyr Zełenski, który telekonferencyjnie połączył się ze szczytem. Przypominał, że dzięki wspólnej sile sojuszników udało się zestrzelić prawie wszystkie rakiety i drony, które zaatakowały Izrael. „Wciąż przekonujemy, że musimy chronić Europę przed rakietami balistycznymi i dronami, przed pociskami manewrującymi i bombami.