Obywatel dolar
Kampania przed wyborami w USA jest rekordowo droga. Po co kandydatom aż tyle pieniędzy?
W lipcu na kampanię prezydencką Kamali Harris wpłynęło 310 mln dol. Większość tej kwoty (ponad 200 mln dol.) zebrano, gdy zastąpiła Joe Bidena jako kandydatka Demokratów do Białego Domu, reszta to fundusze zgromadzone wcześniej przez prezydenta w jego nieaktualnych już staraniach o reelekcję. Donald Trump poskarżył się już w Federalnej Komisji Wyborczej (FEC), że Kamali się one jakoby nie należą. Republikański kandydat jest sfrustrowany, ponieważ na jego konto wpłynęło w lipcu dwa razy mniej funduszy, ale nic nie wskóra, bo urzędujący prezydent miał prawo przekazać skarbonkę swojej zastępczyni, z którą tworzy tandem. Od początku kampanii duet Biden-Harris zebrał ponad miliard (większość zdążono już wydać). Nigdy jeszcze w historii Stanów Zjednoczonych nie zgromadzono na kampanię prezydencką tak wielkiej kwoty tak wcześnie, trzy miesiące przed wyborami.
W ostatnich wyborach federalnych, w 2020 r., padł inny rekord – kandydaci do Białego Domu i do Kongresu wydali łącznie na swoje kampanie 14 mld dol. – dwa razy więcej niż w poprzednich wyborach, w 2016 r. Wydatki amerykańskich polityków rosną w tempie oszałamiającym, dużo szybciej od inflacji. Kandydaci na kongresmenów i senatorów wydają dziś na kampanie trzy razy więcej niż na początku lat 90. Jak to wpływa na amerykańską demokrację?
Apanaże jak sondaże
Koszt ogłoszeń w telewizji i innych tradycyjnych mediach, a ostatnio w internecie, to niejedyna pozycja w budżetach wyborczych. Sztaby kampanii wydają krocie na wewnętrzne sondaże, pensje strategów i konsultantów, analizy elektoratów, organizację wieców, produkcję banerów, broszur i ulotek reklamujących kandydatów, personel biur (zatrudniających nie tylko ochotników) oraz get-out-the vote, akcje zachęcania apatycznych wyborców do głosowania.