Kandydat Republikanów na wiceprezydenta senator J.D. Vance ujawnił, w jaki sposób jego ewentualny przyszły szef Donald Trump zakończy wojnę w Ukrainie, jeśli wygra wybory do Białego Domu. Rozwiązanie wymagałoby nakłonienia obu stron do rozmów, co wydaje się dziś mało realne. A gdyby do nich doszło, ewentualne „zakończenie” wojny na warunkach proponowanych przez senatora na pewno nie oznaczałoby trwałego pokoju.
Trump od dawna się przechwala, że gdy zostanie znowu prezydentem, „zakończy wojnę w Ukrainie w 24 godziny”, ale nie powiedział, w jaki sposób. Podczas debaty z Kamalą Harris we wtorek oświadczył, że będzie rozmawiał z Władimirem Putinem i Wołodymyrem Zełenskim i nakłoni ich do spotkania. Zapytany, czy w interesie USA leży zwycięstwo Ukrainy, odpowiedział tylko, że Ameryce powinno zależeć, aby wojna się zakończyła.
Jak Trump chce skończyć wojnę
W podkaście na platformie Shawn Ryan Show J.D. Vance powiedział, że Trump zaproponuje prezydentom Rosji i Ukrainy zawarcie układu, który przewidywałby wytyczenie linii demarkacyjnej tam, gdzie przebiega obecnie front, i utworzenie tam strefy zdemilitaryzowanej. Byłoby to nieformalne zatwierdzenie zdobyczy terytorialnych Rosji, która kontroluje dziś ok. 20 proc. ukraińskiej ziemi – tereny zagarnięte w 2014 r. (Krym i część Donbasu) oraz od lutego 2022, czyli od inwazji na pełną skalę.
Na mocy takiego porozumienia Ukraina musiałaby także zrezygnować z członkostwa NATO i pozostać państwem neutralnym. Vance przedstawił to jako rzekomą korzyść dla Kijowa: „Ukraina zachowuje niezależną suwerenność, a Rosja dostaje od niej gwarancje neutralności”.
W rzeczywistości zgoda Ukrainy na takie warunki oznaczałaby kapitulację, pogodzenie się z utratą części terytorium, zagarniętego w drodze niczym niesprowokowanej agresji. Zełenski nieraz powtarzał, że się na to nie zgodzi, podkreślając, że celem jest odzyskanie całego terytorium kraju w granicach z 1991 r., kiedy w wyniku rozpadu ZSRR uzyskał niepodległość.
Rezygnacja z wejścia do NATO oznaczałaby, że Kijów straci gwarancje bezpieczeństwa. Przedstawiony przez Vance’a układ nie przewiduje zabezpieczeń przed naruszeniem przez Rosję proponowanej „strefy zdemilitaryzowanej”. Senator nie wspomniał o możliwości rozmieszczenia w Ukrainie sił międzynarodowych, a tylko one mogłyby zapewnić, że nie dojdzie do wkroczenia rosyjskich wojsk. Powiedział tylko, że strefa „powinna być silnie ufortyfikowana, żeby Rosjanie znowu nie zaatakowali”. Tak jakby współczesna wojna przypominała tę z lat 1914–18. Rozejm na takich zasadach na pewno nie byłby trwały, bo Putin nie kryje planów podboju całej Ukrainy.
Czytaj też: Anne Applebaum dla „Polityki” o dyktatorach i sieci reżimów
Biden chce się zgodzić, Putin straszy
Według Vance’a Trumpowi „bardzo szybko” uda się nakłonić obie strony do zawarcia umowy, ponieważ „boją się go w Rosji i martwią się z jego powodu w Europie, bo wiedzą, że on naprawdę ma zamiar zrobić to, co mówi, że zrobi”. Ta wypowiedź prawdopodobnie poprawnie wyraża to, jak sam Trump wyobraża sobie rozwiązanie konfliktu Rosji z Ukrainą. W debacie z Harris wspomniał, że „Putin ma broń atomową” – sugerując, że może jej użyć.
Tymczasem Joe Biden rozważa, czy zezwolić, aby Ukraina użyła rakiet dalekiego zasięgu do uderzeń w głębi Rosji. Chodzi o takie cele jak lotniska i wyrzutnie rakiet. Amerykański prezydent przez długi czas stanowczo odmawiał takiego zezwolenia, wymaganego odnośnie do rakiet dostarczanych Kijowowi z USA lub innych krajów, ale posiadających komponenty amerykańskie. Ostatnio wypowiada się o tym w sposób wskazujący, że może uchylić restrykcje. Takimi rakietami są np. brytyjskie Storm Shadow, które Londyn gotów jest przekazać. Będą one kluczowym tematem spotkania Bidena z brytyjskim premierem Keirem Starmerem w Waszyngtonie.
Putin oświadczył, że jeśli rakiety dalekiego zasięgu dotrą do Ukrainy i będą odpalane na cele w głębi Rosji, będzie to oznaczać „wojnę Rosji z NATO”.