939. dzień wojny. A może lepiej niszczyć składy amunicji? Toropiec był jak mała Hiroszima
Ktoś zadał sobie trud i podsumował, że Ukrainie od początku wojny sojusznicy obiecali dostawę 864 czołgów, z czego potwierdzono dostawę 589. Zapewne dostarczono ich więcej, bo nie o wszystkich dostawach wiemy, ale raczej nie więcej niż 650. Co ciekawe, wizualnie zidentyfikowano też zdobycie i wcielenie do służby 532 czołgów rosyjskich, można więc powiedzieć, że dostawy z Zachodu i „dostawy” z Rosji ubogaciły ukraiński park czołgowy mniej więcej tak samo. Dodajmy do tego, że zidentyfikowano stratę 475 czołgów rodziny T-64 posiadanych przez Ukrainę przed wojną. To oznacza, że w ukraińskiej służbie pozostaje 200 T-64, jakieś 500 czołgów dostarczonych z Zachodu i ok. 400 zdobycznych czołgów rosyjskich (bo Rosjanie zdołali zniszczyć lub odbić ok. setki swoich maszyn, co również zostało potwierdzone wizualnie). Podsumowując: Ukraina nadal ma na froncie jakieś 1,1 tys. czołgów, a Rosjanie, jak się ocenia, 1,8 tys. – po utracie ponad 3,5 tys. (3376 potwierdzonych wizualnie). Wszystko to oznacza, że Rosja dostarczyła sobie z własnych zapasów co najmniej 3 tys. czołgów, by uzupełnić ponoszone straty, a Ukraina dostała z Zachodu ok. 600 i ma otrzymać jeszcze ponad 200.
Czołgi to tylko przykład, bo najłatwiej je policzyć. Ale jeśli Ukraina, która przecież posiadała znacznie mniej sprzętu wojskowego niż Rosja, otrzymała od sojuszników cztery razy mniej uzbrojenia, niż były w stanie sobie zapewnić rosyjskie wojska, to jak ma odnieść sukces na polu walki?