Izrael wydał Hezbollahowi szokująco skuteczną wojnę nowego typu. Teraz przekształci ją w tradycyjną?
Zobacz także: Pomocnik Historyczny „Polityki”: „Izrael–Palestyna. Wojna bez końca”
Wejdą czy nie wejdą – Izraelczycy do Libanu – to w ostatnich tygodniach, jeśli nie miesiącach, jedna z najpoważniejszych eskalacyjnych obaw nowego etapu bliskowschodniej wojny. Weszli, choć tym razem zapowiadają wojnę ograniczoną. Jak to może wyglądać?
Możliwości Izrael ma przytłaczające
Zanim weszli, nadlecieli, z obezwładniającą siłą. Izraelskie lotnictwo, wspierane przez dane wywiadowcze, w ciągu ostatniego tygodnia pokazało – i wciąż pokazuje – absolutną dominację, której nikt i nic w regionie, a przynajmniej w najbliższym sąsiedztwie, nie jest w stanie się przeciwstawić. Libańska armia jest bezradna, może tylko patrzeć, jak lecą bomby i pociski kierowane.
Zresztą status tej „wojny” jest taki, że w sumie nie wiadomo, czy to Liban jest celem, czy jednak tylko Hezbollah. Pogwałcenie nienaruszalności terytorialnej Libanu jest bezsprzeczne, ofiary wśród cywilów także. Mało tego, Libańczycy (Hezbollah osobnego obywatelstwa nie ma) byli celem ataku, gdy w ich rękach i kieszeniach wybuchały pagery, radia i inne elektroniczne sprzęty. Dokonawszy takiego aktu, Izrael robi, co chce, w powietrzu i za chwilę może zrobić bardzo wiele na lądzie. Wydał Hezbollahowi szokująco skuteczną wojnę nowego typu, ale stopniowo przekształca ją w wojnę tradycyjną, również niebywale skuteczną w jej pierwszych odsłonach.