962. dzień wojny. Rosyjska artyleria zaczyna się sypać. Nikt tego taszczyć na plecach nie będzie
Rosjanie pokazali zrzuconą przez ukraiński dron radiostację przenośną Motorola, popularną u obu stron, wypełnioną materiałem wybuchowym detonowanym przy próbie jej włączenia. Zawsze kusi, żeby posłuchać, o czym wróg rozmawia, a to wyglądało tak, jakby zgubiła ją grupa dywersantów z sił specjalnych albo jakiś patrol rozpoznawczy. Rosjanie podobno już zdążyli się przekonać, że próba włączenia radiostacji kończy się urwaniem obu rąk. Są instruktarze, ale zawsze ktoś da się nabrać.
W miasteczku Machaczkała pojawiła się tablica upamiętniająca oficera z tych stron, który zginął w toku „specjalnej operacji wojskowej, broniąc ojczyzny”. Nazywał się Ałdanmagomied Imanmagomiedowicz Ałdanmagomiedow. Można przećwiczyć szybką wymowę. Oczywiście „Magomied” (Mahomet) zginął w obronie tysiącletniej kultury o chrześcijańskich korzeniach.
W nocy ucierpiała rosyjska baza paliw w miejscowości Rowieńki w obwodzie ługańskim. Co w nią trafiło, trudno powiedzieć, ale pożar był bardzo widowiskowy.
Co do działań na frontach, to Rosjanie na poważnie wzięli się za likwidację włamania w obwodzie kurskim. Wypchnęli Ukraińców z pozycji w rejonie głuszkowskim po zachodniej stronie, naciskają też od północy. Mają zaopatrzenie, bo saperzy odbudowują mosty pontonowe, odrastają jak łby hydrze. Ten upór i nieustępliwość mogą przerażać.
Wciąż też atakują na północy w obwodzie charkowskim i na granicy z obwodem ługańskim. Zostali powstrzymani. Podobnie pod Siewierskiem i Czasiw Jarem. W Torećku trwają wzajemne przepychanki, właściwie w całej centralnej części miasta obie strony wypierają się z pozycji.