Świat

1085. dzień wojny. Rosyjski samolot znów nad terytorium Polski. Pomyłka czy robił rozpoznanie?

Rosyjski samolot rozpoznawczy Su-24MR Rosyjski samolot rozpoznawczy Su-24MR Rob Schleiffert / Flickr CC by 2.0
Wczoraj rosyjski samolot rozpoznawczy Su-24MR naruszył polską przestrzeń powietrzną w Zatoce Gdańskiej. Po ostrzeżeniach przekazanych mu przez radio dobrowolnie opuścił polską przestrzeń. Nie ma wątpliwości, że samolot zbierał dane rozpoznawcze.

W Mariupolu chodzą rosyjskie komisje i oceniają „mieszkania bez właścicieli”, a następnie je rekwirują wraz z zawartością. Oceniają to oczywiście wedle uznania i przy okazji rabują, co chcą. To stara tradycja sięgająca czasów ZSRR. W styczniu 1943 r. powstały pierwsze pododdziały „trofiejne” przeznaczone do zbierania mienia „zdobycznego”. Teoretycznie miało to sens, na Zachodzie też formowano takie oddziały i to dwóch rodzajów. Jedne zajmowały się zbieraniem porzuconej niemieckiej broni i uzbrojenia pozostałego po walkach, drugie były specjalnymi jednostkami inżynieryjnymi, które penetrowały niemieckie zakłady zbrojeniowe i ośrodki doświadczalne w poszukiwaniu dokumentacji, naukowców, ciekawych prototypów itd. Oficjalnie sowieckie jednostki „trofiejne” miały robić to samo, w praktyce robiły dużo więcej. Powstałe w kwietniu 1943 r. brygady (do wielkości brygad rozbudowano je, wyposażając w sprzęt do załadunku ciężkich przedmiotów i oddając im do dyspozycji specjalne pociągi) od 1944 r. zajmowały się wywożeniem wszystkiego, co miało jakąś wartość, łącznie z kompletnym wyposażeniem fabryk, majątkiem cywilnym, a nawet dziełami sztuki. To był rabunek w czystej postaci, który nie ominął także Polski. Jak widać, współcześnie rosyjskie wojska robią to samo, choć z ziem zajętych w Ukrainie niewiele jest do wywiezienia. Plądrują mieszkania i jeśli coś należało do ukraińskiej ludności, to już do niej nie należy.

Łotwa ma dostarczyć Ukrainie 42 kołowe transportery opancerzone Patria w odmianie trzyosiowej (6x6), produkowane na licencji. Większość będzie całkowicie nowa, prosto z zakładu produkcyjnego.

Reklama