Trump „wyzwala” Amerykę cłami. Odegrał spektakl, który oznacza wojnę handlową. Nikt jej nie wygra
Jak wielokrotnie zapowiadał, Donald Trump nałożył w środę 10-proc. taryfy celne na import towarów z niemal wszystkich krajów świata. I kilkudziesięcioprocentowe cła „wzajemnościowe” (reciprocal) na import z krajów, które nakładają zbyt wysokie jego zdaniem cła na artykuły z USA, co doprowadziło do znacznego deficytu w wymianie handlowej.
Wyjątkami są Meksyk i Kanada, którym prezydent podniósł cła do 25 proc. w ubiegłym miesiącu. Wśród państw uderzonych wzajemnościowymi taryfami znalazły się takie mocarstwa jak Chiny (cła 34-proc.) i Indie (26 proc.), a także sojusznicy USA, jak Japonia (24 proc.). W rubryce Unia Europejska wpisał 20 proc.
Czytaj też: Trump i jego klakierzy. Jedyną przeszkodą, która jeszcze ich zatrzymuje, są sądy
Cła w górę, ceny w górę
Trump podniósł cła dekretem prezydenckim, patetycznie przedstawiając to jako krok „wyzwalający” Amerykę z zależności od innych krajów. To rzekomo ma „przywrócić” jej dobrobyt – jakby USA były krajem ubogim. Ogłosił swoją decyzję na uroczystości w Ogrodzie Różanym przed Białym Domem w obecności widowni złożonej z członków swego gabinetu i gości, wśród których wyróżniali się przybyli na ceremonię w kaskach działacze związków zawodowych.
Wysokie cła na import mają bowiem sprawić, że biznes, zamiast przenosić fabryki za granicę, zacznie je otwierać w USA, co stworzyć ma – bądź przywrócić – tysiące miejsc pracy. Trump uzasadniał to posunięcie potrzebą powrotu sektora wytwórczego do USA. Nowe cła mają wejść w życie w najbliższych dniach, ale te 25-proc.